Reklama

Dlaczego pozwoliłam mu samemu jeździć

Od pierwszej klasy mój syn jeździ sam do szkoły. Mieszkamy w dużym mieście, a nasza droga to raptem kilka przystanków autobusem i przejście przez jedną, dobrze oznakowaną jezdnię. Wiem, że dla wielu mam brzmi to jak szaleństwo. Słyszałam już komentarze: „Jak możesz puszczać tak małe dziecko samo?!”. Wtedy ja pytam: a jak inaczej ma się nauczyć radzenia sobie w codziennym życiu?

Reklama

Mój syn jest rezolutny, uważny i bystry. Pokazałam mu trasę tyle razy, że zna ją na pamięć. Uczyłam go, jak patrzeć na światła, kiedy przejść przez ulicę, jak zachować się w autobusie. I jestem dumna, że w wieku 7 lat ma w sobie coś, czego często brakuje dzieciom wożonym wszędzie przez rodziców – poczucie odpowiedzialności i pewność siebie.

Puszczam 7-latka samego do szkoły. Mam w nosie reakcje innych rodziców

Nie będę udawać – spotykam się z krytyką. Jedna mama z klasy od razu powiedziała: „Ja bym tak nigdy nie zrobiła, czasy są niebezpieczne”. Inna dorzuciła: „Przecież dziecko się zgubi albo ktoś je zaczepi”. Rozumiem ich obawy, ale nie mogę podzielić tego ich panicznego strachu.

Widzę, jak wielu rodziców trzyma swoje dzieci pod kloszem. Wożą je do szkoły, na zajęcia, nawet do sklepu za rogiem. Efekt? Dzieci, które w wieku 10 lat nie potrafią same kupić biletu, boją się wejść do autobusu i nie wiedzą, jak poprosić kogoś o pomoc. Ja nie chcę wychować fajtłapy, która przy każdej przeszkodzie szuka mamy. Chcę wychować chłopca, który potrafi wziąć życie w swoje ręce.

Samodzielność dziecka procentuje

Czy się boję? Oczywiście, że tak. Każda matka ma w głowie te czarne scenariusze. Ale zamiast paraliżować się lękiem, postanowiłam zaufać swojemu dziecku. To zaufanie owocuje.

Mój syn wraca ze szkoły z błyskiem w oku, bo wie, że udało mu się coś ważnego. Czuje się dumny, że potrafi sam dojechać, że nie potrzebuje ciągłej opieki. Ta pewność siebie przenosi się na inne obszary życia – w szkole nie boi się odezwać, w domu chętniej podejmuje wyzwania. I choć wiem, że zawsze znajdą się tacy, którzy uznają mnie za nieodpowiedzialną matkę, wierzę, że robię dla mojego syna coś bezcennego – daję mu narzędzia do życia, a nie tylko do przetrwania pod mamusiną spódnicą.

Tak naprawdę pytanie brzmi: czy chcemy wychować dzieci, które potrafią sobie radzić, czy takie, które zawsze czekają na ratunek? Ja wybrałam pierwsze.

Anna


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: Moje dziecko ma dość szkoły w połowie września. Psycholodzy ostrzegają przed plagą

Reklama
Reklama
Reklama