Pytanie o pokoje na wycieczce wstrząsnęło nauczycielem. „To dziecko ma dopiero 10 lat”
Do naszej redakcji napisała nauczycielka z Warszawy, która od lat organizuje szkolne wycieczki. W tym roku jedno z dzieci zaskoczyło ją pytaniem, które – jak sama przyznaje – „sprawiło, że kolana się pod nią ugięły”. Bo pokazało, jak bardzo zmieniło się dzieciństwo i to, w jakim świecie dorastają dzisiejsi uczniowie.

Jestem nauczycielką klas 4-8 i od lat organizuję szkolne wyjazdy. Mam więc na koncie dziesiątki rozmów o tym, kto z kim chce spać w pokoju, kto potrzebuje pluszaka, kto nosi retainer, a kto boi się ciemności. Ale tego pytania nie zapomnę nigdy.
Podczas meldowania w hostelu 10-letni chłopiec podniósł rękę i zapytał z powagą: „Proszę pani, a czy mogę mieć pokój jednoosobowy?”.
Na chwilę zabrakło mi słów. Myślałam, że może żartuje, ale on patrzył zupełnie serio. Zapytałam więc, dlaczego chciałby spać sam.
– Bo w domu mam swój pokój i nie lubię, jak ktoś mi przeszkadza. Nie wyśpię się – odpowiedział.
Zrobiło mi się zwyczajnie smutno. Bo przecież ta wycieczka miała być przygodą – okazją do wspólnego śmiechu, rozmów po nocach, do tego, by dzieci były razem. A dla niego dzielenie przestrzeni z rówieśnikami okazało się problemem, wręcz naruszeniem jego komfortu.
Dzieci mają wszystko. Tylko coraz trudniej im być razem
Nie winię tego chłopca. On po prostu jest dzieckiem swoich czasów. Ma swój pokój, nowego iPhona, komputer, gadżety elektroniczne. Ma to, o co poprosi. Po prostu.
Wychowujemy pokolenie, które ma zapewnione wszystko – prywatność, wygodę, przestrzeń. Ale jednocześnie coraz gorzej znosi sytuacje, w których trzeba się podzielić, poczekać, dostosować.
Na wycieczkach widzę to coraz wyraźniej. Dzieci nie potrafią dogadać się w grupie, bo każde przyzwyczajone jest, że to świat ma się dopasować do niego. Gdy w pokoju hotelowym trzeba ustalić, kto śpi na dole, a kto na górze na łóżku piętrowym, potrafią polecieć z tych dziecięcych oczu łzy.
Nie dlatego, że dzieci są niegrzeczne, tylko dlatego, że nie znają innej rzeczywistości niż ta „po swojemu”.

Pokolenie komfortu i niecierpliwości
Kiedyś dzieci marzyły o wspólnym pokoju – żeby można było pogadać, pośmiać się, po prostu być razem. Dziś coraz częściej słyszę: „nie chcę z nią spać, ona za głośno oddycha”, „on chrapie”, „ona mnie denerwuje”.
Z jednej strony rozumiem – chcemy, żeby nasze dzieci miały dobrze. Ale w tym wszystkim trochę im odebraliśmy coś ważnego – umiejętność współistnienia.
Bo życie nie zawsze daje nam osobny pokój z widokiem, ciche otoczenie i idealną temperaturę. Czasem trzeba znosić innych, choćby przez kilka dni w hostelu. I właśnie takie doświadczenia uczą dzieci współpracy, empatii i elastyczności.
Nie wiem, czy to pytanie o pokój jednoosobowy było niewinną prośbą, czy symbolem czegoś większego. Ale wiem jedno – to było dziecko, które ma dopiero 10 lat, a już potrzebuje „przestrzeni tylko dla siebie”.
To zdanie dźwięczy mi w głowie do dziś. Bo jeśli dzisiaj 10-latki nie potrafią być razem, to co będzie za dziesięć lat, gdy świat naprawdę wystawi ich na próbę?
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Nauczycielka: „To pokolenie żyje w innym świecie. Pytanie o autokar mnie zasmuciło”