„Sąsiedzi pienią się, że moja córka rysuje kredą”. Awantura o chodnik na nowym osiedlu
Naprawdę myślałam, że żyjemy w czasach, kiedy dzieci mogą być dziećmi. Że nikomu nie przeszkadza kreda na chodniku. Ale ostatnio dostałam zimny prysznic i teraz już wiem – nawet różowy motylek czy domek narysowany przez pięciolatkę mogą wywołać wielką sąsiedzką burzę.

Mieszkamy na nowym osiedlu. Bloki, ładne elewacje, świeżo położona kostka brukowa. Wiecie, wszystko błyszczy, jakby za chwilę miał tu wpaść deweloper z fotografem i robić kolejne zdjęcia do folderów reklamowych, choć mieszkania sprzedały się już z trzy lata temu. Moja córka Zosia uwielbia rysować. Zabieram ją codziennie na plac zabaw, ale po drodze zawsze zatrzymuje się na chodniku i rysuje coś kredą. Kwiatki, serduszka, biedronki, ostatnio napisała swoje imię.
„To jest osiedle, a nie przedszkole”
Kilka dni temu podchodzi do mnie sąsiadka z dołu.
– Przepraszam bardzo, ale czy pani uważa, że to jest odpowiednie?
– Co takiego? – pytam zdziwiona.
– Te bazgroły. To jest nowe osiedle, a nie przedszkole. Kreda się nie zmywa tak łatwo, to wchodzi w szczeliny kostki i wygląda okropnie.
Stałam i patrzyłam na nią w osłupieniu. Moje dziecko rysowało kredą, która zmyje pierwszy deszcz, a ona zachowywała się, jakby Zosia wyryła w chodniku napis „tu byłam” gwoździem.
„Rozpuszczone bachory”
Nie chciałam się kłócić, więc po prostu powiedziałam, że kreda jest dla dzieci, a jeśli jej to przeszkadza, mogę następnym razem poprosić Zosię, żeby rysowała kawałek dalej. Myślałam, że to koniec. Ale się pomyliłam.
Następnego dnia pod moimi drzwiami znalazłam kartkę.
„Proszę, aby Pani dziecko nie rysowało kredą na chodniku pod moimi oknami. To osiedle prywatne, a nie miejsce dla rozpuszczonych bachorów”.
Rozpuszczone bachory. Wyłam ze śmiechu i ze smutku jednocześnie. Zosia rysowała domek z kominem i serduszkiem, a w oczach dorosłej kobiety była już wandalem.
„Niech się boją farby, kreda im niegroźna”
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że te same osoby, które tak się pienią o kredę, nie widzą problemu w psich kupach, śmieciach w krzakach czy petach zostawianych pod ławkami. One im nie przeszkadzają – przeszkadza dziecko rysujące motylki.
Powiedziałam Zosi, żeby rysowała dalej. Jeśli będzie trzeba, umyjemy chodnik. Ale nie pozwolę jej uwierzyć, że nie ma prawa do zabawy i odrobiny dziecięcej wolności.
A wszystkim sąsiadom, którzy tak bardzo boją się kredy, życzę deszczu. Dużo deszczu. A jeśli kiedyś zobaczą, jak ich własne wnuki rysują serduszka na chodniku, mam nadzieję, że nie będą takimi smutasami.
Pozdrawiam serdecznie
Magda, mama Zosi