Reklama

Jeszcze niedawno wydawało mi się, że telefony w pierwszej klasie to rzadkość. Myliłam się. Większość dzieci w klasie mojego syna ma już własne smartfony. Oczywiście z dostępem do internetu. Syn nie ma telefonu – uznałam, że jest na to zwyczajnie za mały. Chcę, żeby biegał po podwórku, budował z klocków, czytał bajki. Ale w oczach rówieśników brak telefonu to znak, że „jest biedny”.

Reklama

To bolesne, bo wiem, że nie chodzi tu naprawdę o biedę. Chodzi o dziecięcą hierarchię, w której gadżety stają się walutą. A przecież jeszcze kilka lat temu symbolem prestiżu w szkole były kolorowe gumki do mazania czy plecak z ulubionym bohaterem z bajki.

Pierwsze lekcje wykluczania

To, co usłyszał mój syn, było dla niego jak stempel: „jesteś gorszy”. Widziałam, jak trudno mu to przełknąć, jak porównuje się z innymi. To straszne, że w wieku siedmiu lat dzieci doświadczają już segregacji ze względu na przedmioty, które mają w kieszeni.

Jako rodzice często rozmawiamy o tym, jak uczyć dzieci empatii, jak wspierać je w budowaniu pewności siebie. Ale w praktyce okazuje się, że wiele z tych lekcji przegrywa z presją rówieśniczą i konsumpcją. Nie wystarczy tłumaczyć dziecku, że nie jest gorsze. Ono i tak widzi, że w grupie liczy się coś zupełnie innego.

Co chcemy im przekazać?

Piszę ten list, bo nie chodzi tylko o mojego syna. To szerszy problem – coraz częściej dzieci uczą się, że człowieka ocenia się przez pryzmat rzeczy. A my, dorośli, w dużej mierze jesteśmy za to odpowiedzialni. To my kupujemy coraz to nowsze telefony, tablety, konsole, czasem na pokaz, czasem z obawy, że nasze dziecko będzie odstawać.

Tylko gdzie w tym wszystkim jest dzieciństwo? Gdzie miejsce na prostą radość, na bycie razem, na naukę, że każdy jest wartościowy niezależnie od tego, co ma?

Chciałabym, żeby dzieci w klasie mojego syna widziały w nim kolegę, a nie chłopca bez telefonu. Ale chyba coraz trudniej wytłumaczyć dziecku, że prawdziwe bogactwo to nie sprzęt, tylko wartości, które nosi w sercu.

Reklama

Zobacz także: Tak Kościół wchodzi z buciorami do szkoły. W piątek na obiad ryba, a moje dziecko nie jest ochrzczone

Reklama
Reklama
Reklama