Świetlice to zwykłe przechowalnie. Paniom nie chce się nawet pobawić z dziećmi
Kiedy zostawiam dziecko w świetlicy, mam nadzieję, że spędzi tam czas w twórczy i bezpieczny sposób. Niestety coraz częściej widzę, że świetlica przypomina bardziej poczekalnię niż miejsce, gdzie dziecko mogłoby się rozwijać.

Zamiast zabawy – tylko siedzenie
Codziennie oddaję córkę pod opiekę pań w szkolnej świetlicy. I serce mi pęka, gdy słyszę, że znowu „nic się nie działo”. Dzieci siedzą, rozmawiają między sobą, czasem ktoś coś porysuje, ale najczęściej patrzą w okno albo liczą minuty do powrotu rodziców. Czy tak powinna wyglądać świetlica? Dla mnie to zwykła przechowalnia, w której paniom nie chce się nawet pobawić z dziećmi. Uważam, że powinny się bardziej wysilić.
Kiedyś wyobrażałam sobie, że świetlica to przestrzeń, gdzie dzieci grają w planszówki, robią prace plastyczne, uczą się współpracy i kreatywności. A rzeczywistość? Cisza, ziewanie i nudna monotonia. Moje dziecko ma w sobie tyle energii i pomysłów, ale wraca sfrustrowane i mówi: „Mamo, tam nic nie ma do roboty”.
Brakuje inicjatywy i serca
Nie oczekuję cudów ani wielkiego budżetu. Wiem, że szkoły nie zawsze mają pieniądze na dodatkowe atrakcje. Ale przecież wystarczy odrobina inicjatywy. Można przynieść kolorowy papier, zrobić prosty konkurs plastyczny, zaproponować dzieciom wspólne czytanie albo gry zespołowe. To nie wymaga fortuny – wystarczy chęć.
Tymczasem mam wrażenie, że panie w świetlicy są tylko po to, by „pilnować”. Siedzą z boku, czasem coś powiedzą, ale rzadko widać, żeby naprawdę próbowały zaangażować dzieci. Zamiast być opiekunami z powołania, zachowują się jak strażnicy, którzy odliczają czas do końca zmiany.
Wiem, że praca z dziećmi bywa męcząca. Ale czy nie o to chodzi, żeby je wspierać, inspirować, otwierać przed nimi nowe możliwości? Dzieci potrzebują dorosłych, którzy rozumieją ich ciekawość świata, a nie takich, którzy ograniczają się do roli obserwatora.
Dzieci zasługują na więcej
Nie chcę, żeby świetlice w szkołach traktowano jak magazyny na dzieci. To ważna część edukacji, szczególnie dla tych, których rodzice pracują do późna. Dzieci spędzają tam często kilka godzin dziennie – to ogromny kawałek ich życia.
Nie oczekuję, że codziennie będzie wielki festyn. Ale pragnę, żeby moje dziecko miało poczucie, że ktoś się o nie troszczy, że jego czas jest wartościowy. Żeby mogło rozwijać pasje, odkrywać talenty, uczyć się współpracy z rówieśnikami.
Dlatego apeluję: nie traktujmy świetlic jak zwykłych przechowalni. Nauczycielki, które tam pracują, powinny mieć wsparcie i motywację, żeby naprawdę zająć się dziećmi. Bo inaczej dzieci nauczą się, że w świetlicy nic ciekawego nie ma. A przecież mogą wynieść z niej o wiele więcej – jeśli tylko ktoś im to umożliwi.
Ula
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Amelka siedzi w świetlicy do 18, bo taką mam pracę. Od tego jest szkoła, żeby zapewnić opiekę