Reklama

Kiedy budziłam syna do szkoły, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Rączki podrapane, nogi w bąblach, policzek spuchnięty. Wyglądało to dramatycznie. Moja pierwsza myśl? Pluskwy. Jeszcze chwilę temu czytałam w internecie o ich powrocie do polskich mieszkań i hoteli. Wizja walki z insektami w domu przyprawiła mnie o dreszcze.

Reklama

Ale im dłużej przyglądałam się śladom, tym bardziej coś mi nie pasowało. To nie były typowe ugryzienia w liniach, jakie zostawiają pluskwy. Były rozsiane po całym ciele, swędzące do granic możliwości. Wtedy zaczęłam się zastanawiać – może to jednak komary?

Ugryzienia

Całe lato cisza, a nagle atak

Przyznaję – przez całe lato narzekałam, że w tym roku komarów prawie nie ma. Mogliśmy spokojnie siedzieć wieczorami w ogrodzie, dzieci bawiły się na dworze do późna i nikt nie wracał podrapany. Myślałam, że to efekt upałów i suszy. Ale wrzesień przyniósł zupełnie inne realia.

Wystarczyło kilka dni deszczu i nagłego ocieplenia, żeby pojawiły się ich chmary. Nagle zaczęły atakować z siłą, której nie widziałam od dawna. Dzieci spały przy uchylonym oknie, a ja naiwnie myślałam, że moskitiera wystarczy. Rano miałam przed sobą obrazek jak z horroru – mój syn cały pogryziony, a ja z poczuciem winy, że tego nie przewidziałam.

Komarzy problem większy, niż myślimy

Wrześniowa plaga komarów to nie tylko kwestia swędzących bąbli. To też realny problem zdrowotny. Dzieci rozdrapują ranki, pojawiają się strupy, ryzyko nadkażenia. Młodsze maluchy nie rozumieją, że nie wolno drapać i potrafią nie przespać nocy. Sama widziałam, jak mój syn przewraca się z boku na bok, bo swędzenie nie daje mu zasnąć.

Do tego dochodzi kwestia alergii – u niektórych dzieci reakcja na ugryzienia jest naprawdę silna. Spuchnięte oczy, czerwone plamy na pół nogi czy gorączka po kilku ugryzieniach to nie przesada, tylko codzienność wielu rodziców we wrześniu.

Szukałam ratunku

Pierwsze, co zrobiłam, to pobiegłam do apteki. Tam dowiedziałam się, że nie jestem jedyną zaskoczoną mamą – podobnych przypadków było w ostatnich dniach mnóstwo. Farmaceutka poleciła mi chłodzący żel na ugryzienia i przypomniała o repelentach, których używałam tylko latem.

Okazało się też, że komary wcale nie „odchodzą” po wakacjach, a wrzesień potrafi być dla nich rajem. Wilgoć, ciepłe wieczory i brak świadomości rodziców sprawiają, że atakują znienacka.

Co działa naprawdę?

Po kilku dniach prób i błędów mam już swoje sposoby. Po pierwsze – dokładne zabezpieczanie okien, bo jedna dziurka w moskitierze to dla komara jak zaproszenie na ucztę. Po drugie – naturalne olejki, np. lawendowy czy cytrynowy, które rozpraszam wieczorem w pokoju. I po trzecie – konsekwentne używanie preparatów odstraszających, nawet jeśli wydaje się, że „przecież jest wrzesień”.

Najtrudniejsze było pogodzenie się z tym, że w tym roku lato oszczędziło nam komarów, ale wrzesień oddaje to z nawiązką.

Lekcja na przyszłość

Tamtego ranka, gdy zobaczyłam syna całego w bąblach, naprawdę myślałam, że czeka nas walka z pluskwami i wielkie pranie pościeli. Prawda okazała się inna, choć wcale nie mniej stresująca. Zrozumiałam, że komary nie znają kalendarza i nie odchodzą razem z końcem sierpnia.

Dziś już wiem, że wrzesień to czas, gdy warto mieć w domu repelenty, żele łagodzące i świadomość, że natura lubi nas zaskakiwać. A ja – zamiast panikować na myśl o pluskwach – patrzę z większym spokojem na to, co rzeczywiście jest problemem. Choć i tak, przyznam szczerze, każda kolejna noc z komarami w tle przypomina mi, że bycie mamą to nieustanna gotowość na niespodzianki.

Reklama

Zobacz także: Tych 5 pokarmów kardiolog nigdy nie dałby dzieciom. Czemu ty to robisz?

Reklama
Reklama
Reklama