Syn opowiedział, co robił w czasie wycieczki. Od razu zadzwoniłam do wychowawczyni
Do naszej redakcji napisała mama 9-letniego chłopca, ucznia 3 klasy szkoły podstawowej. Jej list porusza temat, który coraz częściej pojawia się w rozmowach między rodzicami – szkolnych wycieczek, które zamiast być przyjemnością i odpoczynkiem, przypominają maraton. Dzieci mają być zadowolone, ale często wracają zmęczone i przebodźcowane.

„Mój syn wrócił z jednodniowej wycieczki szkolnej. Wyszedł z domu o 6:00, wrócił po 20:00. Gdy tylko przekroczył próg, miałam wrażenie, że zaraz się przewróci. Ale mimo zmęczenia opowiadał – że byli w zoo, potem w muzeum, że jedli w galerii handlowej, a na koniec poszli jeszcze do kina. W jednym dniu. W jednej wycieczce! Od razu zapytałam: a kiedy odpoczywaliście? Spojrzał na mnie i powiedział: nie było czasu” – pisze pani Monika.
„Nie jestem typem nadopiekuńczej mamy, ale jak to usłyszałam, od razu zadzwoniłam do wychowawczyni. Zapytałam, czy naprawdę trzeba dzieciom organizować tyle atrakcji naraz. Dostałam odpowiedź, że program jest ‘bogaty’, żeby dzieci się nie nudziły. Ale przecież to 8-9-latki, a nie uczestnicy wyścigu po tytuł najbardziej aktywnej klasy w kraju”.
„Dzieci mają być szczęśliwe, ale nie za wszelką cenę”
Rodzice coraz częściej zauważają, że szkolne wyjazdy przestają być okazją do poznawania świata w spokojnym tempie, a stają się festiwalem atrakcji. Wszystko po to, by „dzieci się nie nudziły” i by „wycieczka była warta pieniędzy”.
„Nie chodzi o to, żeby dzieci całe dnie siedziały na trawie. Ale naprawdę nie muszą w jeden dzień zobaczyć trzech miejsc, zjeść w galerii i jeszcze oglądać film. Mój syn nie pamięta, co widział w muzeum, bo był już tak zmęczony, że ‘mu się mieszało’. Po co więc ten pęd?” – pisze dalej czytelniczka.
Dla wielu rodziców to sygnał, że szkoły próbują sprostać oczekiwaniom dorosłych – by wyjazd był efektowny, pełen wrażeń, dobrze wyglądał na zdjęciach. Tylko że dzieci nie potrzebują widowiska. Potrzebują chwili spokoju, czasu, by coś przeżyć, zapamiętać, zrozumieć.

„To nie wycieczka, to wyścig. A dzieci potrzebują wytchnienia”
„Kiedy ja chodziłam do szkoły, wycieczki wyglądały inaczej. Szliśmy do lasu, do parku, robiliśmy piknik. Wracaliśmy zmęczeni, ale w dobrym sensie – zadowoleni, spokojni. Teraz dzieci są przeładowane emocjami, hałasem, ciągłym ruchem. Nie dziwię się, że po takich dniach nie chcą wstawać rano do szkoły” – kończy pani Monika.
Jej list to nie tylko skarga, ale i przestroga. W czasach, gdy wszystko ma być „atrakcyjne”, łatwo zapomnieć, że dla dzieci największą wartością nie są kolejne miejsca odhaczone w planie dnia, ale czas spędzony w spokoju, w dobrym towarzystwie i w rytmie, który pozwala naprawdę coś przeżyć.
Bo może lepiej wrócić z wycieczki z jednym wspomnieniem niż z setką zdjęć zrobionych w biegu.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Nauczyciele chcą pieniędzy za wycieczki szkolne. „Niańczymy wasze dzieci całą dobę”