Syn wrócił z pierwszego dnia szkoły z zawiniątkiem od wychowawczyni. Przepłakał cały wieczór
Pierwszy dzień w szkole to ogromne przeżycie – i dla dzieci, i dla rodziców. Emocje sięgają zenitu, pojawia się stres, ale i ciekawość, nadzieja na nowe przyjaźnie. Każdy szczegół tego dnia zapada w pamięć. Wychowawcy chcą, by ich uczniowie poczuli się dobrze i bezpiecznie. Coraz częściej przygotowują więc drobne upominki na powitanie. I choć to bez wątpienia piękny gest, czasem – zupełnie nieświadomie – może sprawić dziecku wielką przykrość.

Mój syn Mikołaj poszedł właśnie do pierwszej klasy. Był bardzo przejęty, długo szykowaliśmy się do tego dnia. Nowy plecak, piórnik, świeżo wyprasowana koszula – wszystko po to, by poczuł się pewnie. Wychowawczyni zadbała o ciepłą atmosferę. Na ławeczkach czekały na dzieci małe zawiniątka – liścik z miłym słowem i domowe ciasteczko. Dzieci od razu sięgnęły po słodkości, zrobiło się radośnie.
Ale Mikołaj nie mógł. Latem dowiedzieliśmy się, że ma celiakię. Jest na ścisłej diecie, absolutnie nie może jeść glutenu. On sam wciąż bardzo to przeżywa. Kiedy zobaczył, że inne dzieci jedzą swoje ciasteczka, a on musi odłożyć swoje na bok, było mu przykro. W domu przepłakał cały wieczór. Powtarzał tylko, że jest inny, że dzieci dostały coś fajnego, a on nie.
Nie chodzi o pretensje, ale o świadomość
Nie piszę tego listu po to, żeby krytykować nauczycielkę. Wiem, że chciała dobrze i że jej intencje były jak najlepsze. Sama doceniam ten gest – to piękny sposób na powitanie dzieci w szkole. Ale takie sytuacje pokazują, że nawet mały drobiazg może uruchomić lawinę emocji u dziecka, które i tak zmaga się z trudną zmianą.
Mój syn nie potrzebował słodycza – wystarczyłaby naklejka, kredka, ciepłe słowo. Coś, co nie wyklucza. Chciałabym, żebyśmy – jako rodzice i nauczyciele – byli bardziej uważni. W klasach zawsze są dzieci z alergiami, z nietolerancjami, z ograniczeniami zdrowotnymi. Dla nas dorosłych to detal, dla dziecka – cały świat.
Potrzeba empatii i alternatywy
Nie oczekuję, że wychowawcy będą znali wszystkie listy alergenów i indywidualne diety uczniów. Ale może warto przemyśleć formę takich powitalnych upominków? Może zamiast ciasteczka – naklejka z imieniem dziecka, mała zakładka do książki albo liścik z życzeniem powodzenia? To drobiazgi, które nie wykluczają nikogo.
Mikołaj pewnie jeszcze długo będzie pamiętał swój pierwszy dzień. Chciałabym tylko, żeby pamiętał go jako radosny i wyjątkowy moment, a nie początek szkoły, który przyniósł mu łzy.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Pierwszy dzień szkoły i festiwal żenady. Rodzice zorganizowali „wyścig”