Syn wykrzyczał, że rujnuję mu wakacje. Nie chcę, by we wrześniu obudził się z ręką w nocniku
Czy można zrujnować dziecku wakacje jednym zdaniem? Pani Iwona twierdzi, że wystarczy zapytać: „Przeczytałeś już coś z lektur na wrzesień?”. Jej 12-letni syn dostał furii. A ona? Mimo wrzasków i fochów nie zamierza się poddawać. Bo wie, co go czeka we wrześniu.

Mam wrażenie, że niektóre dzieciaki uważają, że wakacje to dwa miesiące całkowitego wyłączenia mózgu. Żadnych książek, żadnego myślenia, tylko leżenie do góry brzuchem, scrollowanie TikToka i jedzenie lodów. A potem nagle – trzeci września – i „mamo, mam sprawdzian, pomóż mi zrobić prezentację o Żeromskim”.
Otóż nie. Postanowiłam, że mój syn, dwunastolatek, który od września idzie do siódmej klasy, przeczyta chociaż część lektur przed rozpoczęciem roku. Nie wszystko – nie jestem potworem – ale kilka pozycji chciałabym mieć „odhaczone”.
I co usłyszałam, gdy zapytałam, czy przeczytał już „Zemstę” albo „Kamienie na szaniec” (nie jestem taką tyranką, żeby dziecku latem kazać czytać „Opowieść wigilijną”)?
Że, cytuję, RUJNUJĘ MU ŻYCIE.
Serio, takimi literami wykrzyczane. A potem było jeszcze lepiej: że jestem toksyczna, że wszystkie inne matki pozwalają dzieciom odpoczywać, że przecież on ma dopiero dwanaście lat, a ja traktuję go jak studenta prawa. Gdy próbowałam spokojnie wyjaśnić, że to naprawdę nie boli – usiąść na leżaku z książką przez godzinę dziennie – rzucił poduszką o ścianę i zamknął się w pokoju.
Tak wygląda obecnie bunt dwunastolatka. Bez drzwi trzaśniętych, ale z dramatycznym okrzykiem i groźbą „Nie będę czytał i koniec!”.
Czytaj też: Córka chciała przeczytać w wakacje lekturę i przeżyła wstrząs. Od razu oddałam ją do biblioteki
Nie wychowałam lenia, przynajmniej mam taką nadzieję
Szczerze? Mam to gdzieś. I mówię to z miłości. Bo ja naprawdę nie oczekuję, że on przeczyta cały zestaw lektur na raz. Ale nie chcę, żeby obudził się z ręką w nocniku we wrześniu, kiedy okaże się, że nauczycielka już na pierwszej lekcji robi quiz, a on nawet nie wie, o czym książka była.
Poza tym – bądźmy uczciwi – my, rodzice, i tak robimy za kalendarz, przypominajkę i sekretarkę w jednym. Gdybym mu nie powiedziała, to we wrześniu miałby klasyczne „Ojej, zapomniałem, nikt mi nie mówił, że trzeba czytać”. A potem pretensje, że „dlaczego nie uprzedziłaś?!”.
Dlatego w tym roku wakacje ma z bonusem: opalanie + dwie książki. I jeśli to oznacza, że jestem matką-tyranem, to niech tak będzie. Lepiej być tyranem w lipcu i sierpniu niż psychoterapeutką we wrześniu, kiedy dziecko dostaje pałę i płacze, że „wszyscy czytali, tylko on nie”.
Zobacz także: Miała być hitem dla dzieci. Nie spałam całą noc, gdy zobaczyłam, co jest w środku