Sypią się plany lekcji w szkołach, a dzieci sobie bimbają. „Biologii nie było już 3 tygodnie”
Do redakcji napływa coraz więcej listów od rodziców zaniepokojonych chaosem w szkołach. Lekcje są odwoływane w ostatniej chwili, a dzieci coraz częściej, zamiast się uczyć, oglądają filmy albo siedzą w świetlicy.

„Zaczynam się martwić, bo moje dziecko każdego dnia wraca z tą samą informacją – znowu nie było lekcji” – pisze pani Marzena z Lublina. W jej liście, który trafił do naszej redakcji, widać frustrację, ale też bezradność wobec sytuacji, która staje się coraz bardziej powszechna.
Coraz więcej pustych godzin
„Biologii nie było już trzy tygodnie, matematyka przepadła dwa razy, a historia została odwołana, bo nauczyciel jest na zwolnieniu. Dzieci mają po kilka okienek dziennie i mówią, że to fajnie, bo mogą wcześniej wrócić do domu. Ale czy naprawdę to jest powód do radości?”.
W ostatnich tygodniach podobne sygnały spływają z wielu szkół w całej Polsce. Rodzice mówią wprost – plany lekcji się sypią, a z zajęć wypada coraz więcej godzin. Przyczyn jest wiele: choroby nauczycieli, brak zastępstw, wakaty po odejściach do innych zawodów. Ale to, co szczególnie niepokoi, to sposób, w jaki szkoły radzą sobie z tym kryzysem – często nie radzą sobie wcale.
Zamiast lekcji – film lub „czas wolny”
„Syn wraca ze szkoły i mówi, że oglądali film na języku angielskim, bo pani miała sprawy w sekretariacie. Tydzień później zamiast matematyki znów film, tym razem przyrodniczy. Ja rozumiem, że zastępstwa się zdarzają, ale to już przesada” – pisze inny rodzic.
Z rozmów z nauczycielami wynika, że problem nie leży wyłącznie po stronie dyrekcji. Często nie ma komu prowadzić lekcji, bo nauczycieli po prostu brakuje. Ci, którzy zostali, są przeciążeni i zmęczeni. Zastępstwa trafiają do przypadkowych osób – pedagogów, bibliotekarzy, czasem pracowników administracji. W efekcie uczniowie spędzają coraz więcej czasu na „luźnych” godzinach.
„Dzieci się cieszą, bo mają mniej nauki, ale ja widzę, jak spada ich poziom wiedzy i motywacji. Zadaję pytania o ostatnie tematy, a one nie wiedzą, o co chodzi. Jak mają nadrobić, skoro połowy zajęć nie było?” – czytamy w kolejnym liście.

Rodzice proszą o reakcję
Wielu rodziców apeluje o interwencję kuratoriów i resortu edukacji. „Rozumiem, że nauczyciele też chorują, ale przecież nie może być tak, że tygodniami nie ma lekcji. To odbije się na egzaminach i dalszej nauce” – podkreśla pani Anna z Wrocławia.
W każdej wiadomości od rodziców powtarza się jeden motyw – brak stabilności. Zajęcia odwoływane w dniu lekcji, zmiany planu ogłaszane wieczorem, brak jasnej informacji, kto i kiedy przeprowadzi zaległe lekcje.
Niektórzy rodzice przyznają, że zaczęli szukać prywatnych korepetycji, żeby dzieci nie zostawały w tyle. Inni piszą wprost, że szkoła przestaje pełnić swoją podstawową funkcję – uczenia.
„Nie oczekuję cudów. Chciałabym tylko, żeby moje dziecko miało normalne lekcje, zgodnie z planem. Żeby szkoła nie była miejscem, gdzie czas się marnuje” – kończy swój list pani Marzena.
Problem odwoływanych lekcji to nie jednostkowy przypadek. To zjawisko, które – jak pokazują listy naszych czytelników – staje się codziennością. I choć uczniowie na razie się cieszą, dorośli wiedzą, że w tej radości kryje się coś groźnego – utrata ciągłości nauki, która może odbić się echem dopiero za kilka lat.
Zobacz też: Te 7 zdań zmienia dzieciństwo na lepsze. Tak mówi wspierający rodzic