Szkoła wymyśliła „system motywacyjny”. Rodzice: „To upokarzanie dzieci”
Nowy pomysł jednej z podstawówek wprowadził rodziców w osłupienie. Zamiast tradycyjnych pochwał czy ocen z zachowania, szkoła wprowadziła „system motywacyjny”, który – jak twierdzą rodzice – bardziej przypomina publiczne zawstydzanie niż wychowywanie.

Do naszej redakcji napisała mama ucznia trzeciej klasy jednej z warszawskich szkół. Kobieta przyznaje, że początkowo ucieszyła się, że szkoła chce „pracować nad zachowaniem” uczniów. Szybko jednak zrozumiała, że nowy system nie ma z motywacją nic wspólnego.
„Na początku roku wychowawczyni zapowiedziała, że dzieci będą dostawać punkty za dobre zachowanie. Pomyślałam – świetnie, wreszcie coś, co nauczy ich odpowiedzialności. Ale kilka dni później zobaczyłam na tablicy listę imion z dopiskiem: +10 – był grzeczny, –5 – przeszkadzał na lekcji, –10 – nie przyniósł książki. Cała klasa patrzyła, kto jest na plusie, a kto na minusie” – pisze kobieta.
Według niej dzieci zaczęły traktować tę listę jak ranking popularności. Ci, którzy mieli dużo punktów dodatnich, chwalili się tym na przerwach. Ci, którzy byli „na minusie”, unikali kontaktu z rówieśnikami. „Mój syn wrócił do domu i zapytał: Mamo, czy jestem złym dzieckiem? – bo miał minus pięć. Dla mnie to było jak policzek. Jak można publicznie oceniać dziecko w ten sposób?” – dodaje matka.
„Zamiast motywować, zawstydzają”
Wielu rodziców przyznaje, że podobne rozwiązania pojawiają się w szkołach coraz częściej – zwłaszcza tam, gdzie nauczyciele szukają prostych sposobów na utrzymanie dyscypliny. Jednak zdaniem psychologów szkolnych takie „tablice punktów” przynoszą więcej szkody niż pożytku.
„To forma publicznego etykietowania. Dziecko, które regularnie widzi przy swoim imieniu minusy, zaczyna wierzyć, że jest złe, a to uderza w jego poczucie własnej wartości. Z kolei te, które dostają plusy, często czują się lepsze od innych” – tłumaczy psycholożka dziecięca, cytowana w jednej z grup dla rodziców.
Jak pisze w liście mama ucznia, dyrekcja szkoły, w której pojawił się kontrowersyjny system, broni pomysłu. W odpowiedzi na zarzuty rodziców tłumaczy, że chodziło o „motywowanie uczniów do właściwego zachowania i docenianie pozytywnych postaw”. Jak jednak zauważają rodzice – w praktyce wygląda to zupełnie inaczej.
„Nikt nie ma nic przeciwko temu, żeby chwalić dzieci za dobre zachowanie. Ale po co to robić publicznie? Po co pisać na tablicy, że ktoś ma minus dziesięć? Czy naprawdę chcemy, żeby dzieci uczyły się, że warto być grzecznym tylko dlatego, żeby mieć punkty?” – pyta mama ucznia.
„Nie po to uczymy dzieci empatii, żeby szkoła uczyła je rywalizacji o plusy i minusy. Motywacja nie polega na wstydzie, tylko na zrozumieniu. A to, co teraz się dzieje, to zwykłe ocenianie człowieka, a nie zachowania” – podsumowuje kobieta.

Pokolenie oceniane na oczach innych
Eksperci zwracają uwagę, że współczesne dzieci i tak są pod ogromną presją ocen – nie tylko w szkole, ale też w mediach społecznościowych. „Z każdej strony słyszą, że mają być najlepsi, mieć dobre oceny, ładnie się zachowywać. A przecież dzieciństwo to czas popełniania błędów i uczenia się na nich, a nie zdobywania punktów za bycie idealnym” – podkreśla psycholożka.
Historia z warszawskiej szkoły to tylko jeden z wielu przykładów. Rodzice coraz częściej zauważają, że pod hasłem „motywacja” kryją się działania, które zamiast wspierać – podkopują wiarę dzieci we własne siły.
Jak pisze autorka listu: „Chciałabym, żeby nauczyciele zrozumieli, że dzieci nie potrzebują punktów, tylko rozmowy. Bo żaden minus nie nauczy ich empatii. Może tylko zostawić ślad, którego długo nie da się zatrzeć”.
Zobacz także: Tak rodzice psują pokolenie alfa. Afera o szkolną lekturę najlepszym dowodem