Szkoły powinny dostosować menu do nowych wymagań. „Dzieci wolą sushi niż schabowego”
Kiedyś szkolne obiady były wyczekiwanym momentem dnia. Dziś moje dzieci wracają głodne, bo nie tknęły zupy kalafiorowej ani mielonego. Czy naprawdę w szkolnych stołówkach czas się zatrzymał?

Jestem mamą dwójki dzieci w wieku szkolnym. Co tydzień przeglądam szkolny jadłospis i coraz częściej łapię się za głowę. Kalafiorowa, zupa zacierkowa, mielony z kapustą, schabowy z surówką… Mam wrażenie, jakbym czytała menu sprzed 30 lat.
Menu w szkole jak z dawnych lat
Moje dzieci nie są wybredne, ale jednocześnie dorastają w innym świecie niż ja. Jeździmy razem na wakacje, próbujemy różnych kuchni − włoskiej, azjatyckiej, hiszpańskiej. W domu często robimy dania inspirowane tymi podróżami, więc nie dziwię się, że zwykły kotlet z kapustą im nie smakuje.
Nieraz zdarzyło się, że musiałam odwołać obiady w szkole, bo wiedziałam, że i tak ich nie zjedzą. Szkoda pieniędzy i jedzenia. A potem słyszę, że w stołówce mnóstwo porcji ląduje w koszu. To nie jest wina dzieci, tylko oderwanego od rzeczywistości jadłospisu.
Dzieci mają dziś inne gusta kulinarne
Czasy się zmieniły, a kuchnia w szkołach stoi w miejscu. Dzieci są dziś bardziej otwarte na nowe smaki. Wiedzą, jak smakuje sushi, tacosy, makaron z krewetkami czy hummus. Na szkolnych wycieczkach próbują nowoczesnych dań, w domach często jedzą potrawy roślinne albo kuchnię fusion. Tymczasem w szkole − klasyka PRL-u. Nie mam nic przeciwko tradycyjnym daniom, ale jeśli mają być jedyną opcją, to nic dziwnego, że dzieci nie chcą jeść.
Kiedy rozmawiam z innymi rodzicami, słyszę podobne historie. Dzieci marudzą, głodują, albo podjadają później w sklepiku słodycze. Zamiast uczyć je dobrych nawyków żywieniowych, szkoła funduje im zniechęcenie do jedzenia. To naprawdę nie musi tak wyglądać.

Czas na zmiany w szkolnych stołówkach
Nie mówię, że od jutra wszyscy mają jeść sushi. Ale może warto pomyśleć o bardziej współczesnym menu − takim, które dzieci znają i lubią. Zupa krem z dyni czy brokułów, makarony w różnych wersjach, zdrowe wrapy, pieczony łosoś, warzywa w ciekawych sosach. To nie są ekstrawaganckie dania, a mogą sprawić, że dzieci chętniej będą siadały do stołówki.
Rozumiem, że szkoły mają ograniczenia budżetowe, ale wierzę, że da się to zrobić mądrze i stopniowo. Wystarczy chcieć wsłuchać się w głos rodziców i dzieci. Jedzenie to ważny element dnia − powinno być przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem.
Chciałabym, żeby ten list był głosem wielu rodziców, którzy mają podobne odczucia. Nasze dzieci żyją w nowoczesnym świecie. Szkolne stołówki też powinny do niego dołączyć.
Z poważaniem, Mama
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: