Ta 1 rzecz psuje dziecku cały dzień. Rodzice zawzięcie robią to o poranku
Poranki w wielu domach wyglądają podobnie. Drobny nawyk, który wydaje się niewinny, potrafi ustawić emocje dziecka na całe godziny, choć zwykle nikt tego nie zauważa.

Pierwsze minuty po przebudzeniu potrafią ważyć na całym dniu dziecka. W teorii wiemy, że poranki są szybkie. W praktyce dokładamy do tego jeszcze jedną rzecz, która robi największy bałagan w głowie malucha, zanim na dobre otworzy on oczy.
W wielu rodzinach pierwsze, co się dzieje po wstaniu z łóżka, to włączenie telewizora albo podanie telefonu. Niby tylko na chwilę. Niby po to, żeby był spokój, żebym mogła zrobić kanapki, znaleźć skarpetki, dopiąć plecak. Wtedy dom cichnie, dziecko przestaje pytać, przestaje krążyć. Poranek staje się łatwiejszy logistycznie. Tyle że ten „spokój” jest pozorny.
Z perspektywy dorosłego ekran to neutralne tło. Dla dziecka to wejście w zupełnie inny świat, zanim zdąży wejść w swój własny dzień. Zamiast powoli złapać rytm, poczuć, że jest widziane i ważne, dostaje dawkę bodźców, które natychmiast podnoszą poziom napięcia. Czasem to kolorowa bajka, czasem szybkie filmiki, czasem głośne wiadomości lecące w tle. Nieważne, co dokładnie świeci się na ekranie. Ważne jest to, co w tym czasie znika.
Poranek bez rozmowy to poranek bez kotwicy
Najgorsze jest to, że ekran zabiera miejsce na wspólną, spokojną rozmowę. Na kilka słów, które są jak kotwica. „Jak się czujesz?”, „Co będzie dziś w szkole?”, „Na co macie ochotę po południu?”. Nie muszą padać wielkie zdania. Czasem wystarczy chwila, by być obok, bez pośpiechu w głosie. Nawet wspólna cisza działa uspokajająco, jeśli jest prawdziwa, a nie wypełniona obrazami z telewizora.
Kiedy rano brakuje tej bliskości, dziecko wychodzi z domu z poczuciem niedokończonego kontaktu. Te maluchy niby są „zaopiekowane”, najedzone, ubrane, odprowadzone. A jednak w środku zostaje niedosyt. I ten niedosyt często zamienia się w stres, drażliwość albo zamknięcie w sobie.
Telewizor i telefon rano podkręcają stres
Poranek jest naturalnie napięty. Wszyscy mają plan, godziny, terminy. Dziecko też to czuje, nawet jeśli jeszcze nie umie tego nazwać. Ekran nie wycisza tego napięcia, tylko je podbija. Świat z telefonu czy telewizora jest szybki, głośny, zmienny. Mózg dziecka dostaje sygnał: „już teraz musisz reagować”. A potem nagle trzeba wyjść, przełączyć się na szkołę, drogę, ludzi.
Zauważyłam też inną rzecz. Dzieci, które zaczynają dzień od ekranu, często mają trudności z rozstaniem. Gdy nagle trzeba wyjść z domu albo zostać w przedszkolu, rodzic musi oderwać malucha od ekranu, co wywołuje opór, złość, płacz. Zaczyna się spirala: dorosły się spieszy, dziecko się buntuje, napięcie rośnie.

Jak zmienić poranek, żeby dziecko miało lepszy dzień
Nie napiszę, że wystarczy wyłączyć telewizor i wszystko stanie się idealne. Poranki bywają trudne nawet bez ekranów. Da się jednak zrobić mały zwrot, który przynosi dużą ulgę.
Po pierwsze, warto zostawić rano przestrzeń na kontakt, choćby króciutki. Wygospodarować dosłownie kilka minut, kiedy nic nie gra w tle. Usiąść przy stole, zapytać o jedną rzecz, wysłuchać odpowiedzi. Dziecko wychodzi wtedy z domu z poczuciem, że dzień zaczął się w naszym świecie, a nie w świecie z ekranu.
Po drugie, przygotowanie wieczorem potrafi zdziałać cuda. Ubrania gotowe, plecak spakowany, proste śniadanie zaplanowane. Dzięki temu rano nie trzeba „kupować ciszy” telefonem.
Po trzecie, jeśli już potrzebujesz chwili, żeby ogarnąć dom, wybierz coś, co nie przebodźcuje dziecka. Książka, rysowanie, układanie czegoś na dywanie. To też zajmuje ręce i głowę, ale nie odcina od relacji.
Nie oceniam rodziców, bo sama nieraz szłam na skróty. Wiem, jak kuszące jest jedno kliknięcie pilota od telewizora. Widzę jednak, ile dobrego przynosi poranek, w którym jest miejsce na bliskość, nawet małą. Dziecko wychodzi wtedy z domu spokojniejsze, gotowe na ludzi i wyzwania. A ja mam wrażenie, że dałam mu coś ważniejszego niż kolejne dziesięć minut przed ekranem. Dałam mu początek dnia, który jest nasz.
Zobacz też: Ten nawyk rodzica podcina skrzydła bardziej niż docinki kolegów. Robimy to nieświadomie