Tak poniżają dzieci podczas obiadków w przedszkolu. „Moja córka to nie zwierzątko”
Z pozoru zwykły obiad w przedszkolu, a w rzeczywistości scena, która oburzyła mamę 4-latki. „Moje dziecko zostało potraktowane jak tresowany pies” – napisała w liście pani Anna.

„Moja córka ma cztery lata. Uwielbia chodzić do przedszkola, ma koleżanki, chętnie się uczy i bawi. Ale od kilku dni wraca zapłakana” – zaczyna swój list pani Anna. Jak wyjaśnia, dziewczynka zaczęła mówić, że panie w przedszkolu nie pozwalają jej zjeść drugiego dania, dopóki nie zje zupy.
„Zupa albo nic”
„Mówiła mi: 'Mamo, ja nie chcę zupy dyniowej, ona jest okropna, ale pani powiedziała, że jak nie zjem, to nie dostanę ziemniaczków i kotlecika'. Proszę mi powiedzieć, czy to normalne?” – pyta rozżalona kobieta.
Z relacji matki wynika, że sytuacja powtarza się od kilku dni. W domu dziewczynka nie ma problemów z jedzeniem – lubi warzywa, kasze, zupy jarzynowe i owoce. „Ale dyniowej nigdy nie lubiła. Nie każę jej jej jeść, bo nie widzę sensu w zmuszaniu dziecka do czegoś, co budzi w nim wstręt” – tłumaczy autorka listu.
Tresura zamiast wychowania?
Dla pani Anny cała sytuacja to przykład bezdusznego podejścia do dzieci. „Nie rozumiem, po co takie metody. Czy naprawdę trzeba dzieci uczyć, że jak czegoś nie zjedzą, to nie dostaną reszty obiadu? To nie jest nauka dobrych manier, tylko tresura” – pisze w emocjonalnym fragmencie listu.
Rodzice często wspominają, że takie zasady obowiązywały w przedszkolach jeszcze kilkanaście lat temu, ale dziś coraz częściej mówi się o prawie dziecka do wyboru. „Moja córka to nie zwierzątko, które trzeba przyzwyczajać do karmy. To mały człowiek z własnymi gustami. Przecież nawet dorośli mają swoje nielubiane potrawy” – dodaje matka.
Psychologowie dziecięcy przyznają, że zmuszanie maluchów do jedzenia może mieć odwrotny skutek – dziecko zaczyna kojarzyć posiłek z presją i strachem. W efekcie odczuwa niechęć nie tylko do konkretnego dania, ale do samego jedzenia w grupie. To może przerodzić się w problemy z apetytem i zaburzenia relacji z jedzeniem w przyszłości.

Gdzie kończy się troska, a zaczyna przymus
W liście do redakcji pani Anna przyznaje, że nie chciała od razu „robić afery”. Najpierw rozmawiała z córką, później z innymi rodzicami. Okazało się, że podobne sytuacje miały miejsce w grupie już wcześniej. „Niektóre dzieci mówiły, że boją się, kiedy pani każe im siedzieć przy talerzu, aż wszystko zjedzą. To nie jest normalne” – napisała.
Kobieta planuje porozmawiać z dyrekcją przedszkola. „Nie oczekuję, że kuchnia będzie gotować pod gusta każdego dziecka. Ale chciałabym, żeby szanowano jego granice. Moja córka nie musi kochać wszystkiego – ważne, żeby jadła z radością, a nie ze łzami w oczach” – kończy swój list.
Redakcja otrzymuje coraz więcej podobnych historii. Rodzice pytają, dlaczego wciąż w wielu przedszkolach obowiązuje zasada „zupa albo nic”. Czy naprawdę nie nadszedł czas, żeby wreszcie pozwolić dzieciom decydować, kiedy mają dość i co chcą jeść?
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz też: Ta 1 zasada w przedszkolu rozbija rodzicom dzień. „Nie poznaję dziecka”