Tak poniżają dzieci w przedszkolu. Mój syn nie jest brzoskwinią ani żadną śliwką
Kiedy usłyszałam, że mój synek ma trafić do grupy „Brzoskwinie”, poczułam niedowierzanie i złość. Przecież przedszkole to nie warzywniak, a dzieci to nie owoce do sprzedania na bazarze.

Moje dziecko nie jest owocem
Piszę ten list, bo jestem naprawdę oburzona. Od września mój synek rozpoczyna przygodę w nowym przedszkolu. Miałam nadzieję, że czeka nas radosny czas, że będzie odkrywał świat, poznawał nowych kolegów i czuł się częścią czegoś wyjątkowego. Niestety, już na starcie spotkało mnie ogromne rozczarowanie.
Okazało się, że trafił do grupy o nazwie „Brzoskwinie”. Inne grupy to „Śliwki”, „Gruszki” i „Bananki”. Serio? Czy naprawdę ktoś uważa, że takie nazwy są dobre dla dzieci?
Nie rozumiem, co kieruje osobami, które podejmują takie decyzje. Dla mnie to jakieś nieporozumienie, które zamiast budować poczucie wartości u maluchów, może je ośmieszać. Czy mamy godzić się na to, żeby nasze dzieci nazywano owocami? Jak to brzmi: „Mój synek jest w Brzoskwiniach”? Albo: „Córka chodzi do Śliwek”? To przecież aż prosi się o żarty i złośliwe komentarze.
Kiedyś były nazwy z sensem
Pamiętam, że kiedy moja starsza córka chodziła do przedszkola, grupy miały naprawdę piękne i motywujące nazwy. Były „Leśne Skrzaty”, „Mali Odkrywcy”, „Zdobywcy Skarbów”. To były określenia, które niosły ze sobą pozytywne wartości, pobudzały wyobraźnię, dawały dzieciom poczucie, że uczestniczą w czymś wyjątkowym. Takie nazwy opowiadały historię, były inspiracją do zabawy i nauki.
A teraz? Ktoś chyba się nudzi i wymyśla niedorzeczności. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której maluchy są utożsamiane z owocami? Zamiast być odkrywcami, stają się bananami. Zamiast skrzatami – śliwkami. To nie tylko infantylne, ale wręcz poniżające.
Dzieci zasługują na szacunek
Dzieci powinny uczyć się od najmłodszych lat, że są wyjątkowe i ważne. Że mają swoje talenty, pasje, marzenia. A jak mają to poczuć, jeśli już na wejściu do przedszkola ktoś przykłada im łatkę owocu? Dla mnie to brak szacunku wobec nich i wobec rodziców.
Nie chcę, żeby mój syn był „brzoskwinią”. On jest wesołym, ciekawym świata chłopcem, który zasługuje na coś więcej niż etykietka rodem ze straganu. Może dla kogoś to drobiazg, ale dla mnie ma znaczenie. Nazwy grup kształtują to, jak dzieci postrzegają siebie nawzajem. A jeśli od początku będą traktowane jak żart, to czy naprawdę zbudujemy w nich poczucie wartości?
Apeluję do dyrekcji przedszkoli – wróćcie do sensownych, inspirujących nazw. Takich, które rozpalają wyobraźnię i dodają skrzydeł. Przedszkole powinno być miejscem, gdzie dzieci czują się wyjątkowe.
Izabela
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Mamy 4 dzieci, więc nam się należy dom w spadku. Teść postawił chory warunek