Te dzieci chętnie się uczą i czytają na potęgę. Ich rodzice unikają 1 popularnej formułki
Co sprawia, że jedne dzieci chłoną wiedzę jak gąbki, a inne uciekają od książek? Zwykle nie chodzi o metody, nagrody ani specjalne szkoły, ale o coś bardzo drobnego – jedno zdanie, które często pada w rodzinnych domach.

Słyszałam już niezliczone historie o dzieciach, które nagle pokochały czytanie albo wręcz przeciwnie – zaczęły unikać książek. I choć rodzice szukają rozwiązań w nowych technologiach, aplikacjach do nauki albo w przeładowanych grafikach zajęć dodatkowych, prawda bywa dużo prostsza.
Dlaczego jedne dzieci uczą się chętniej niż inne?
Sekret tkwi w umiejętnej motywacji. W niektórych domach obowiązuje niepisana zasada, żeby unikać jednej formułki, która – wypowiadana z dobrych intencji – potrafi wywołać efekt odwrotny od zamierzonego.
Dzieci, które naprawdę lubią naukę, rzadko słyszą od rodziców zdanie: „Musisz się uczyć, inaczej nic w życiu nie osiągniesz”. Ta popularna formułka, powtarzana pokoleniowo, wbrew pozorom nie motywuje. Ja również dorastałam w czasach, gdy takie zdanie było normą, ale dziś dobrze widzę, jak potrafi przytłaczać najmłodszych i budować w nich obraz obowiązku zamiast ciekawości. Dzieci, które uczą się najchętniej, robią to z innych powodów niż strach przed konsekwencjami.
Jak rodzice pomagają dzieciom pokochać czytanie?
Kiedyś przeprowadzałam wywiad z mamą trójki dzieci, z których każde wolało książkę od telewizora. Nie wynikało to z żadnej specjalnej metody, raczej z ogólnej atmosfery w domu. Rodzice nie oceniali, nie naciskali, nie porównywali. Zamiast mówić: „Musisz czytać, bo to ważne”, pytali: „Jest coś, co cię teraz interesuje? Znajdziemy o tym książkę”. I choć brzmi to symbolicznie, robi ogromną różnicę.
Dzieci nie są głuche na nasze intencje. Kiedy czują, że nauka jest narzędziem presji, automatycznie staje się mniej atrakcyjna. Za to kiedy widzą, że książki pomagają odpowiadać na pytania, które same zadają, rodzi się w nich naturalna ciekawość. Słyszałam to wiele razy od rodziców, którzy mówili, że w pewnym momencie przestali wymagać czytania „dla zasady”. Zamiast tego pozwalali dziecku wejść w świat historii, które naprawdę je interesują – nawet jeśli były to komiksy, biografie sportowców czy opowieści o dinozaurach.
Rodzice, którzy unikają tej jednej popularnej frazy, nie budują w dzieciach przekonania, że nauka jest narzędziem oceny. Dają im wybór, a dzieci wybór lubią. To właśnie poczucie autonomii często najbardziej motywuje najmłodszych do sięgania po książki.

Co zamiast presji? Proste zdania, które naprawdę działają
W trakcie rozmów z psychologami dziecięcymi, pedagogami i nauczycielami powtarza się jeden motyw: dzieci chłoną wiedzę wtedy, gdy nauka nie kojarzy się z czymś, co „trzeba”, lecz z czymś, czego „można spróbować”. Dlatego rodzice, którzy unikają presji, stawiają na zdania pełne wsparcia, a nie oceny: „Spróbuj, może ci się spodoba”, „Jestem ciekawa, co o tym myślisz”, „Chcesz posłuchać, o czym jest ta książka?”.
Te drobne zmiany w sposobie mówienia tworzą przestrzeń, w której dziecko czuje się bezpiecznie. I to właśnie wtedy podejmuje decyzje, które – choć z naszej perspektywy niewielkie – budują jego kompetencje na lata. Wiem to z wielu rozmów, ale też z własnego doświadczenia. Kiedy sama próbowałam zachęcić moje dzieci do czytania, zauważyłam, że każdy rodzaj presji prowadził do tego samego: zamkniętej książki. Dopiero kiedy odpuściłam, czytanie nagle zaczęło wracać – samo, bez próśb i bez ciężkich rozmów.
Dzieci, które uczą się chętnie, mają wokół siebie dorosłych, którzy wierzą w ich naturalną ciekawość. I co najważniejsze – pozwalają jej działać. Jedno pozornie niewinne zdanie potrafi ją przygasić, dlatego rodzice, którzy je świadomie omijają, widzą efekty szybciej niż inni. A te efekty mogą naprawdę zaskoczyć: książki znikają z półek, zadania szkolne przestają być problemem, a nauka staje się codzienną częścią dnia – nie obowiązkiem, ale wyborem.
Zobacz też: 1 zdanie, po którym od razu poznasz toksycznego rodzica. „Tak niszczą dzieci”