Ten 1 genialny sposób działa, gdy dziecko wrzeszczy. Wycisza i uspokaja w kilka sekund
Krzyk dziecka potrafi postawić na nogi cały dom i wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej cierpliwego rodzica. Jest jednak prosty i genialny sposób, który działa szybciej, niż można się spodziewać.

Dlaczego dzieci krzyczą?
Z własnego doświadczenia dobrze wiem, że krzyk malucha potrafi doprowadzić rodzica do granic cierpliwości. Miałam takie momenty, kiedy zastanawiałam się, czy dziecko robi to specjalnie, żeby sprawdzić, jak długo wytrzymam. Tymczasem eksperci uspokajają – to absolutnie naturalny etap rozwoju.
Dr William Sears, amerykański pediatra i autor wielu poradników dla rodziców, podkreśla, że krzyki i wrzaski osiągają swój szczyt między 18. a 24. miesiącem życia. Maluch nie ma na celu dokuczenia mamie czy tacie. On po prostu odkrywa moc swojego głosu.
Dzieci w tym wieku uwielbiają eksperymentować z dźwiękiem – próbują, ile decybeli mogą osiągnąć i jak otoczenie zareaguje. A skoro reakcja jest niemal zawsze natychmiastowa, krzyk staje się narzędziem, po które sięgają coraz częściej. W tym sensie wrzaski to nie psikus ani złośliwość, ale naturalna ciekawość świata i testowanie granic.
„Pokaż mamie swój miły głos” – technika, która działa
Kiedy usłyszałam radę dra Searsa, byłam sceptyczna. Jakim cudem szept miałby wygrać z donośnym krzykiem mojego malucha? A jednak spróbowałam. Zamiast podnosić głos, uklękłam na wysokości dziecka i szepnęłam: „Pokaż mamie swój miły głos”. To zdanie stało się naszym małym hasłem. Zaskakujące, jak szybko dziecko zaczęło odpowiadać spokojniejszym tonem.
Najważniejsze było jednak to, że w tej technice nie chodzi o karcenie czy przerywanie krzyku siłą. Maluch dostaje propozycję – pokazanie innego głosu. To daje mu poczucie wyboru i kontroli, a jednocześnie wycisza atmosferę. Szept działa tu jak zaklęcie (choć nie lubię tego słowa w odniesieniu do wychowania) – wprowadza element ciszy, którą dziecko zaczyna naśladować.
Miganie zamiast krzyku – język, który rozumie każde dziecko
Drugim trikiem, o którym dowiedziałam się od dra Searsa, jest coś, co sama nazywam „miganą ciszą”. Wystarczy szybki, prosty gest: palec wskazujący przyłożony do ust. Robię to od razu przy pierwszym krzyku – bez słów, tylko z uśmiechem i spokojną miną. Potem można na migi pokazać, żeby dziecko wypowiedziało słowa spokojnym głosem. Dzieci uwielbiają naśladować mimikę i gesty dorosłych, więc efekt jest często natychmiastowy.
Z czasem moja córka zaczęła sama używać tego gestu wobec siebie, jakby przypominała sobie: „Teraz ma być miły głos”. To było dla mnie odkrycie, że taki prosty sygnał może działać jak narzędzie do samodyscypliny. Dziecko dostaje w swoje ręce symbol, który pomaga mu powstrzymać krzyk, zanim się rozkręci.
I choć wydaje się to banalne, ta metoda nie tylko uspokaja w danej chwili, ale też uczy malucha, że istnieją sposoby radzenia sobie z emocjami inne niż wrzask. To pierwszy krok do tego, by w przyszłości łatwiej regulować swoje zachowania.
Dziś, patrząc z perspektywy, mogę powiedzieć, że to właśnie te dwie proste metody – szept i gest miganej ciszy – uratowały mi niejeden dzień. Nie twierdzę, że działają w każdej sytuacji i w stu procentach przypadków, ale są genialnie proste i skuteczne. Krzyki dziecka są naturalnym etapem rozwoju, ale to nie znaczy, że rodzic musi bezradnie je znosić. Wystarczy dać dziecku narzędzie do wyboru innej formy ekspresji.
Zobacz też: Wychowują dzieci na prawników i lekarzy. Ci rodzice robią codziennie 1 rzecz