Reklama

„Jako kardiolog, który od ponad 20 lat zajmuje się leczeniem zawałów serca, widziałem, jak nawyki żywieniowe ukształtowane w dzieciństwie często mogą stanowić podstawę do przewlekłej choroby w wieku dorosłym” − napisał specjalista dr Sanjay Bhojraj na cnbc.com. Oto czego ekspert nigdy nie podaje do jedzenia własnym dzieciom.

Reklama

Popcorn z mikrofalówki – wygoda, która ma wysoką cenę

Ile razy wieczorem, z dziećmi przed telewizorem, sięgałam po paczkę popcornu z mikrofalówki, bo przecież to szybkie i niby „lepsze niż chipsy”? Tymczasem kardiolog wprost mówi: takie opakowania są naszpikowane chemikaliami, które nie mają nic wspólnego ze zdrowiem. To tak, jakbyśmy podawali najmłodszym przekąskę z domieszką toksyn.

Rozwiązanie okazało się banalne. Wystarczy kupić ziarna kukurydzy i wrzucić je do specjalnej miski albo garnka z pokrywką. Prażenie na gorącym powietrzu zajmuje dosłownie kilka minut. Zamiast sztucznego posmaku – wystarczy skropić popcorn odrobiną roztopionego masła albo oliwą z oliwek. Smakuje zupełnie inaczej i co ważne – mamy pewność, że to, co jemy, jest naprawdę zdrowe.

Jogurty „dla dzieci” – kolorowe opakowanie i nic więcej

Nie ukrywam – przez lata dawałam się nabrać na jogurty smakowe. Kolorowe kubeczki, owocowe dodatki, reklamy sugerujące, że to „zdrowe i pełne białka”. Dopiero kiedy zaczęłam uważnie czytać etykiety, zrozumiałam, że w jednym kubeczku kryje się kilka łyżeczek cukru, sztuczne aromaty i barwniki. Kardiolog, na którego opinie się powołuję, podkreśla, że to absolutnie nie jest coś, co powinno trafić na dziecięcy stół.

Zamiast tego wystarczy zwykły jogurt grecki. Naturalny, bez dodatków, a jeśli dzieciom brakuje smaku – można dorzucić garść świeżych jagód albo dodać odrobinę miodu. Nie tylko wygląda apetycznie, ale też faktycznie wzmacnia organizm, zamiast go obciążać. To była dla mnie prawdziwa lekcja: nie zawsze to, co ma kolorowe opakowanie i hasło „fit”, jest rzeczywiście zdrowe.

Przetworzone mięso i słodkie płatki – cicha bomba dla organizmu

Przyznam, że to uderzyło mnie najmocniej. Bo kto z nas nie kupował parówek „dla dzieci”? Kardiolog tłumaczy jasno: to źródło sodu, konserwantów i azotanów, które zwiększają ryzyko chorób serca i nowotworów. A przecież nikt nie chce tego świadomie podawać swojemu dziecku. Alternatywą jest chude mięso z pewnego źródła albo białko roślinne. Przy odrobinie kreatywności można przygotować kotleciki z ciecierzycy czy soczewicy, które dzieci naprawdę jedzą z apetytem.

Do tego dochodzą słodkie płatki śniadaniowe. Sama pamiętam, jak wydawało mi się, że szybka miseczka płatków to dobry początek dnia. Tymczasem dr Robert Lustig, ekspert w dziedzinie metabolizmu, ostrzegł, że jedno takie śniadanie potrafi zawierać więcej cukru, niż organizm dziecka jest w stanie przerobić w trzy dni!

„Każde jedzenie jest deserem, jeśli jakakolwiek forma cukru jest jednym z pierwszych trzech składników” − napisał w portalu dietetycznym levels.com. Trudno o mocniejszy przekaz. Dlatego dzisiaj zaczynam dzień od prostych rozwiązań: jajecznica z warzywami, owocowy koktajl z dodatkiem orzechów czy po prostu świeże owoce. Dzieci nie tylko są syte dłużej, ale też mają więcej energii w ciągu dnia.

Smażone w głębokim tłuszczu – kuszą, ale niszczą zdrowie

Frytki z fast foodu, panierowane nuggetsy – wygodne, szybkie i uwielbiane przez dzieci. Jednak kardiolog nie ma wątpliwości: to potrawy, które przesiąkają niezdrowymi olejami i w których tworzą w trakcie smażenia szkodliwe związki, takie jak akrylamidy. Mówiąc prosto – jedząc takie dania, fundujemy swoim dzieciom bomby kaloryczne i toksyczne jednocześnie.

Alternatywa? Pieczone warzywa. Wystarczy pokroić ziemniaki, bataty czy marchewkę, skropić oliwą, posypać ulubionymi przyprawami i wrzucić do piekarnika. Smakują świetnie, a dzieci nie czują, że coś „zabraliśmy im z talerza”.

Lekcja dla rodziców

Kiedy czytam listę tych pięciu pokarmów, które kardiolog całkowicie wykluczył z diety swoich dzieci, czuję się, jakbym dostała prostą lekcję rozsądku. Nie chodzi o to, żeby nagle wyrzucić wszystko z kuchni i popaść w przesadę. Chodzi o to, żeby świadomie wybierać – czytając etykiety, szukając prostszych zamienników i pamiętając, że dzieci potrzebują prawdziwego jedzenia, a nie chemicznych zamienników.

I choć na początku może wydawać się to trudne, z czasem staje się naturalne. Bo nic nie smakuje lepiej niż świadomość, że karmimy swoje dzieci czymś, co naprawdę wspiera ich zdrowie.

źródło: cnbc.com

Reklama

Zobacz też: Córce było przykro, gdy zajrzała do śniadaniówki. Ten trend dzieli dzieci na lepsze i gorsze

Reklama
Reklama
Reklama