Reklama

Krzyk to nie problem do rozwiązania

Miałam taki wieczór – dziecko zmęczone, ja zmęczona, a wszystko wybuchło o to, że dałam nie ten kubek. Krzyk, rzut łyżką, płacz.
W pierwszym odruchu chciałam powiedzieć: „Przestań!”, ale... zatrzymałam się. Zamiast tego, spróbowałam czegoś, co przeczytałam u jednej z psycholożek dziecięcych. Dwa słowa: „Jest trudno”. Tyle. Nic więcej. Patrzyłam na niego i mówiłam spokojnie:
– Wiem. Jest trudno.

Reklama

I wtedy dziecko nie ucichło od razu. Ale nie krzyczało już na mnie. Usiadło, wtuliło się. I po chwili powiedziało: „Nie chciałem tak”.

„Jest trudno” – dwa słowa, które odbierają dziecku wstyd

Kiedy dziecko wpada w krzyk, myśli nie „robię źle”, tylko „jestem zły/zła”. A my – jako dorośli – często nieświadomie to potwierdzamy. Mówimy:
– Przestań.
– Ile można.
– Z tobą się nie da.

Dwa słowa, „jest trudno”, to jak emocjonalny parasol. Nie usprawiedliwiają, ale rozumieją. Pokazują, że emocje są do przeżycia, nie do wstydu.
Zamiast odrzucenia – bliskość.
Zamiast walki – obecność.

„Jest trudno” to nie zgoda na wszystko

Nie chodzi o to, żeby akceptować każde zachowanie. Chodzi o to, żeby najpierw zaopiekować się emocją, potem granicą. Dziecko może być zdenerwowane, ale nie wolno mu bić. Może krzyczeć, ale nie może ranić. Te dwa słowa są pomostem – między Twoim spokojem a jego burzą. Po nich łatwiej powiedzieć:
– Rozumiem, że jest trudno. Ale nie rzucamy zabawkami.

Albo:
– Widzę, że jesteś w złości. Nie mogę Cię przytulić, gdy mnie bijesz.

Dlaczego „Jest trudno” działa?

Bo nie rozwiązuje problemu za dziecko, ale uznaje jego stan. To jak powiedzieć: „Nie musisz się tłumaczyć, masz prawo tak się czuć”. W dorosłym świecie też tego potrzebujemy. Kiedy jesteśmy roztrzęsieni, nie chcemy słyszeć:
– Weź się w garść.

Chcemy usłyszeć:
– Wiem, że Ci ciężko. Jestem z Tobą.
Dziecko nie potrzebuje zawsze rozwiązania. Potrzebuje regulującej obecności.

To też działa na mnie! Po piętnastym razie, kiedy mówiłam „jest trudno”, zrozumiałam coś jeszcze. To nie tylko działa na moje dziecko. To działa na mnie. Pomaga mi przypomnieć, że nie jestem tu po to, by być bezbłędna. Jestem po to, by być obecna. I że czasem nie trzeba wielkich rad, wychowawczych przewodników czy technik. Czasem wystarczą dwa słowa – wypowiedziane z czułością, z akceptacją. Dla niego. Dla mnie. Dla nas.

Działa? Tak. Ale nie jak różdżka

Uwaga: to nie działa zawsze. Nie działa idealnie. Ale działa wystarczająco często, żeby zacząć inaczej patrzeć na momenty wybuchu. Czasem dziecko nadal krzyczy – ale nie czuje się już samo. Czasem dopiero wieczorem mówi: „Wiem, że było trudno”. A czasem… przytula się i mówi: „Już lepiej”.

Reklama

Nie jesteś słabą matką, jeśli twoje dziecko krzyczy.
Jesteś silna, jeśli potrafisz wtedy zostać i powiedzieć coś, co dziecko zapamięta na lata.

Reklama
Reklama
Reklama