W erze gotowców tylko dzieci są niegotowe. Na pieluchę, na sztućce, na wiązanie butów
Żyjemy w erze instant. W czasach, kiedy wszystko mamy podane na tacy. A jednak patrząc na dzieci, coraz częściej mam wrażenie, że one jedyne do życia wcale nie są gotowe. To paradoks naszych czasów.

Kiedy rozmawiam z innymi rodzicami, słyszę wciąż te same słowa: „Każde dziecko rozwija się w swoim tempie, nie można zmuszać”. Owszem, tempo rozwoju jest różne, ale przecież samodzielność nie bierze się znikąd. Jeśli nie damy dziecku szansy na ćwiczenie, nigdy nie stanie się gotowe.
Codziennie w szkole mojego syna widzę siedmio- i ośmiolatki, którym mama albo tata zdejmują kurtkę i buty, niosą plecak pod klasę, a nawet zakładają im buty na zmianę w szatni. Kiedy pytam, dlaczego, słyszę: „Jeszcze nie potrafi, potrzebuje więcej czasu”. Ale ile tego czasu potrzeba, skoro w wielu przypadkach dziecko nie podejmuje nawet próby?
To nie troska, to unieruchamianie
Podobnie jest z odpieluchowaniem. Spotykam rodziców, którzy przyznają, że ich czteroletnie dzieci wciąż noszą pieluszki. Argument? „Czekamy na wszystkie oznaki gotowości”. Problem w tym, że gotowość nie pojawi się sama z siebie. Dziecko musi dostać szansę, by trenować, by zdarzyły się wpadki, by mogło oswoić nową sytuację. W przeciwnym razie pielucha staje się wygodnym rozwiązaniem – i dla dziecka, i dla rodzica. Tyle że to wygoda chwilowa, która szybko przeradza się w problem.
Kiedyś rodzice pozwalali dzieciom się brudzić, potykać, przewracać i próbować od nowa. Dzięki temu nabierały odwagi i samodzielności. Dzisiaj wszystko ma być wygładzone i bezpieczne. Rodzice myślą, że chronią swoje pociechy, ale tak naprawdę odbierają im możliwość nauki.
Bo czy naprawdę sześciolatek „nie jest gotowy” na posmarowanie bułki masłem i wyjęcie z paczki plastra szynki? Czy ośmiolatek „rozwija się w swoim tempie”, jeśli wciąż nosi buty na rzepy, bo nikt nie miał cierpliwości nauczyć go wiązać sznurowadeł? Wygodne dla dorosłych tłumaczenia sprawiają, że dziecko zostaje w tyle. A potem szok – bo szkoła, życie, obowiązki nie poczekają, aż „będzie gotowe”.
Gotowość rodzi się w działaniu
Wiem, że czasem trwa to dłużej, czasem wymaga kilku prób i kilku katastrof w kuchni czy na podłodze. Ale tylko tak można dziecko czegoś nauczyć. Mój syn sam robi kanapki, wkłada naczynia do zmywarki, próbuje wiązać buty. Nie dlatego, że od razu wszystko umie, ale dlatego, że daję mu okazję, by ćwiczył.
Gotowość nie jest magiczną cechą, która pojawia się w pewnym wieku. To efekt codziennych doświadczeń. Jeśli będziemy powtarzać, że dziecko „nie jest jeszcze gotowe”, nigdy nie będzie. I tak w erze, w której mamy gotowe rozwiązania na wszystko, wychowujemy pokolenie, które gotowe nie jest na nic.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: