Reklama

Moja pięcioletnia córka z powagą opowiadała, jak pani kazała jej z koleżanką po obiedzie sprzątać stoły i układać krzesła. Potem podlewały kwiatki w sali. Zapytałam, czy chciała to robić. Odpowiedziała, że nie, ale pani powiedziała, że „tak trzeba, bo to dyżur”.

„Mamo, dziś znowu wycierałam stoły”

Nie jestem przewrażliwiona, ale coś we mnie pękło, kiedy usłyszałam te słowa. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko uczeniu dzieci porządku, ale to, co słyszę, zaczyna przypominać bardziej obowiązki pracownika niż wychowanka przedszkola.

Dziecko ma uczyć się przez zabawę, a nie przez nakazy i dyżury, które przypominają obowiązki dorosłych. Córka nie wraca z radością z przedszkola, tylko z poczuciem, że musi coś „robić dobrze”, bo inaczej pani będzie niezadowolona.

Przedszkole to nie miejsce pracy

Kiedy zapisałam córkę do tej placówki, wierzyłam, że panie będą dbały o dzieci, nie robiły z nich pomocników. Tymczasem dyżury porządkowe to codzienność. Jednego dnia wycierają stoły, innego sprzątają zabawki po wszystkich, a jeszcze innego podlewają kwiatki. Zrozumiałabym, gdyby chodziło o naukę odpowiedzialności – żeby po sobie posprzątały klocki czy talerzyk po drugim śniadaniu. Ale kiedy słyszę, że dzieci „muszą” robić coś za innych, czuję złość.

Może jeszcze za chwilę okaże się, że dzieci będą myć podłogę albo zmywać po obiedzie, bo „uczą się życia”? Przedszkole nie jest domem, a personel ma swoje obowiązki. Od dziecka wymaga się coraz więcej, a ono ma przecież dopiero kilka lat. Nie może być tak, że pod hasłem nauki samodzielności kryje się po prostu oszczędność czasu i pracy dorosłych.

dyżury porządkowe w przedszkolu
Obowiązki dyżurnych w przedszkolu oburzają niektórych rodziców, fot. Pixabay/laterjay

Chcę, żeby moje dziecko miało dzieciństwo

Nie uczę córki lenistwa. W domu ma swoje drobne obowiązki – odkłada zabawki, pomaga nakrywać do stołu, czasem podlewa kwiatki, ale robi to z przyjemnością. W przedszkolu powinno być podobnie: z zachętą, nie z przymusu. Dzieci uczą się przez przykład, nie przez rozkaz.

Nie chodzi mi o to, żeby chronić dziecko przed każdym wysiłkiem, tylko o to, żeby wiedziało, kiedy coś robi z chęci, a kiedy z obowiązku. Mam wrażenie, że granica między wychowaniem a wykorzystywaniem dzieci do pomocy zaczyna się zacierać. Wystarczy posłuchać, jak często mówią „nie chcę dyżurować” – to powinno dać do myślenia każdemu rodzicowi i nauczycielowi.

Chcę, żeby moja córka miała radosne wspomnienia z przedszkola, a nie poczucie, że od najmłodszych lat musi wypełniać czyjeś obowiązki. Przedszkole ma przygotować do szkoły i życia, ale nie kosztem dzieciństwa.

Beata


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Zobacz też: „Ta okropna młodzież”? Scena z autobusu dowodzi, że wychowaliśmy cudowne pokolenie

Reklama
Reklama
Reklama