W święta dzieci częściej płaczą. To nie kaprys – to sygnał
W święta dzieci płaczą częściej niż zwykle. I nie dlatego, że są „rozpieszczone” albo „niewdzięczne”, ale dlatego, że ich układ nerwowy mówi: to dla mnie za dużo.

Od lat obserwuję to samo zjawisko. Im bardziej dorośli nastawiają się na „idealne święta”, tym więcej łez pojawia się po stronie dzieci. Płacz przy stole, w łazience, w kącie pokoju, czasem zupełnie „bez powodu”. A tak naprawdę powód jest bardzo konkretny.
Święta są dla dzieci intensywne. Głośne. Przewidywalne tylko z nazwy. Zmieniamy rytm dnia, godziny snu, sposób jedzenia. Zabieramy je do miejsc pełnych ludzi, zapachów, hałasu. Oczekujemy, że będą grzeczne, miłe, wdzięczne, uśmiechnięte. Że „dadzą radę”. Tymczasem ich system nerwowy często mówi: stop.
Płacz to nie manipulacja. To język emocji
Z perspektywy dorosłego płacz bywa irytujący. Szczególnie wtedy, gdy właśnie siadamy do stołu albo ktoś mówi: „Zróbmy zdjęcie”. Ale z perspektywy dziecka płacz jest jednym z niewielu dostępnych sposobów komunikacji.
Dzieci – nawet te starsze – nie zawsze potrafią powiedzieć:
– Jest mi za głośno.
– Jestem zmęczona.
– Nie czuję się bezpiecznie.
– Tęsknię za domem.
Zamiast tego płaczą. To nie jest kaprys. To sygnał, że coś je przerasta. I im młodsze dziecko, tym bardziej donośny jest ten komunikat.
Święta to kumulacja bodźców, nie odpoczynek
Dorośli często mówią: „Przecież to radosny czas”. Tyle że radość też jest emocją, która wymaga zasobów. A dzieci w święta tych zasobów mają coraz mniej.
Nowi ludzie, pytania, komentarze, dotyk („Daj buziaka”, „Usiądź bliżej”), zmiany planów, brak rutyny. Do tego napięcie dorosłych, które dzieci wyczuwają natychmiast. Nawet jeśli staramy się je ukryć pod choinką i sernikiem. Dziecko nie oddziela atmosfery od emocji. Jeśli my jesteśmy spięci, ono też będzie. Jeśli my ignorujemy własne zmęczenie, ono pokaże je za nas – płaczem.
„Przestań płakać” nie działa. I nigdy nie działało
Jedna z najczęstszych reakcji dorosłych to próba uciszenia dziecka. „Nie płacz”, „Już wystarczy”, „Nie ma powodu”. Rozumiem to odruchowo – sami często nie mamy przestrzeni na emocje. Ale z punktu widzenia dziecka to komunikat: to, co czujesz, jest niewłaściwe.
Tymczasem dziecko, które płacze w święta, nie potrzebuje wykładu ani dyscypliny. Potrzebuje regulacji. Spokoju. Dorosłego, który powie: „Widzę, że jest ci trudno. Chodźmy na chwilę do innego pokoju”.
Czasem wystarczy pięć minut ciszy. Czasem wyjście na spacer. Czasem rezygnacja z jednego punktu „świątecznego programu”. To nie porażka wychowawcza. To uważność.
Co się stanie, jeśli usłyszymy ten sygnał?
Za każdym razem, gdy odpowiadamy na dziecięcy płacz z empatią, uczymy dziecko jednej kluczowej rzeczy: moje emocje są ważne. Nawet wtedy – a może szczególnie wtedy – gdy innym jest niewygodnie.
Święta nie muszą być testem wytrzymałości ani dla dzieci, ani dla rodziców. Nie muszą wyglądać jak z reklamy, żeby były dobre. Czasem najlepszym prezentem, jaki możemy dać dziecku, jest zgoda na to, że może nie być w tym czasie szczęśliwe.
Płacz nie psuje świąt. On pokazuje, gdzie naprawdę jesteśmy. I daje nam szansę, by wybrać bliskość zamiast perfekcji.