Reklama

Dzieci zasługują na czas wolny i nudę

Piszę do Państwa jako mama siedmioletniego chłopca. W ostatnich tygodniach, kiedy spotykam się ze znajomymi rodzicami, coraz częściej słyszę: „Zapisałam córkę na basen i balet”, „Syn będzie chodził na angielski i karate, a jeszcze szukamy zajęć z programowania”. Mam wrażenie, że dla wielu osób wrzesień to nie początek szkoły, tylko początek maratonu. Dzieci ledwo zdążą odetchnąć po wakacjach, a już czeka na nie plan dnia szczelnie wypełniony zajęciami.

Reklama

Ja tego nie rozumiem. Uważam, że dziecko ma prawo do zwykłego odpoczynku, do tego, żeby się ponudzić, posiedzieć w domu z książką albo po prostu pogapić się w chmury. To wcale nie strata czasu – to przestrzeń na wyobraźnię i rozwój. Sama pamiętam, jak w moim dzieciństwie wakacje kończyły się wrześniem, a jedyne dodatkowe aktywności to było spotkanie z koleżankami na trzepaku. Dziś widzę, że dzieci nie mają już tej swobody.

Kiedy dorośli gonią i... popędzają dzieci

Rodzice, którzy zapisują dzieci na pięć zajęć tygodniowo, tłumaczą to często troską o przyszłość. „Niech się rozwija”, „Niech ma lepszy start”, „Niech nie marnuje czasu”. Tylko że ja się zastanawiam, dla kogo to wszystko – dla dzieci czy dla dorosłych? Czy naprawdę siedmiolatek potrzebuje programowania? A czterolatka intensywnych treningów tańca trzy razy w tygodniu?

Widzę w tym presję dorosłych, którzy sami gonią w codziennym wyścigu i nieświadomie przenoszą ten pośpiech na swoje pociechy. Dzieci stają się projektami do realizowania, a nie małymi ludźmi, którzy powinni odkrywać świat w swoim tempie.

Rozmowy z moimi znajomymi często kończą się moim zdziwieniem i lekkim współczuciem. Bo kiedy oni odhaczają kolejne punkty z planu, ja patrzę na swojego syna, który buduje bazę z koca w salonie i uśmiecha się od ucha do ucha.

Mój wybór – wolniejsze dzieciństwo

Nie zapisałam syna na żadne zajęcia dodatkowe od września. Wystarczy mu szkoła, która i tak przynosi dużo nowych obowiązków, wrażeń i emocji. Chcę, żeby po lekcjach miał czas na rower, na klocki, na zwykłe rozmowy przy stole. Chcę, żeby poznał, czym jest nuda, bo wiem, że z niej rodzą się najlepsze pomysły.

Być może ktoś nazwie mnie leniwą matką albo taką, która nie inwestuje w rozwój swojego dziecka. Ale dla mnie inwestycją jest spokojne dzieciństwo, bez presji i wyścigu. Zajęcia dodatkowe być może pojawią się w przyszłości – wtedy, kiedy mój syn sam o nie poprosi. Wierzę, że prawdziwy rozwój rodzi się z ciekawości i pasji, a nie z kalendarza zapisanego od poniedziałku do piątku.

Piszę ten list, bo chcę głośno powiedzieć, że dzieci mają prawo odpoczywać. I może właśnie tego najbardziej potrzebują – czasu, który nie jest zaplanowany przez dorosłych.

Z wyrazami szacunku,
Mama siedmiolatka


Reklama

Zobacz też: Korepetycje w wakacje. „Może teraz płacze, ale kiedyś mi podziękuje” – wyrokuje matka 10-latka

Reklama
Reklama
Reklama