„Wariatka!” – wrzasnęła matka zapłakanej 3-latki. Cała ulica się gapiła, a ja chciałam ją uściskać
Czasami w codziennym zgiełku zdarzają się sceny, które zostają w pamięci na długo. Byłam świadkiem takiej chwili w Zakopanem i do dziś mam przed oczami obraz zapłakanej dziewczynki oraz jej odważnej mamy.

Krzyk na Krupówkach
To był zwykły, wakacyjny dzień. Słońce grzało, turyści spacerowali po Krupówkach, dzieci jadły lody. Nagle usłyszałam krzyk. Najpierw płacz trzyletniej dziewczynki, a zaraz potem głos jej mamy, tak donośny, że odwrócili się wszyscy wokół.
„Wariatka! Nienormalna!” – wrzeszczała kobieta, patrząc na starszą panią, prawdopodobnie babcię dziecka. Byłam zaskoczona. Z jednej strony ta matka była roztrzęsiona, z drugiej – widać było, że coś w niej pękło. Okazało się, że starsza kobieta wcześniej nakrzyczała na wnuczkę, a mama stanęła w jej obronie. Żądała, żeby babcia przeprosiła dziecko.
W tłumie zrobiła się cisza. Ludzie stali i patrzyli, jedni z zażenowaniem, inni z ciekawością, jeszcze inni z lekkim uśmiechem na twarzy, jakby oglądali teatr uliczny. A ja czułam, że mam ochotę podejść do tej matki i uścisnąć ją za odwagę.
Odwaga, której często nam brakuje
Kiedy byłam młodszą mamą, wiele razy zdarzało się, że ktoś bliski krytykował moje dziecko, pouczał je albo podnosił głos. Ja milczałam. Bałam się narazić, bałam się konfliktu, a w głowie miałam tylko myśl: „Nie rób sceny, nie zwracaj uwagi”. Dziś, patrząc na tamtą scenę w Zakopanem, poczułam ogromny podziw.
Ta kobieta nie bała się zareagować. Wystąpiła przeciwko starszej osobie, zapewne swojej matce albo teściowej, a to przecież niełatwe. Powiedziała głośno to, co w wielu rodzinach chowa się pod dywan. Wykrzyczała, że nie wolno krzywdzić dziecka – nawet słowem, nawet jeśli to „tylko” podniesiony ton.
Może jej słowa były ostre. Może część ludzi pomyślała, że przesadziła. Ale ja zobaczyłam w niej matkę-lwicę, która staje w obronie swojej córeczki bez względu na wszystko.
Dziecko potrzebuje obrońcy
Tamto zdarzenie dało mi do myślenia. Dziecko, nawet jeśli ma zaledwie trzy lata, czuje wstyd, strach i upokorzenie. Potrzebuje kogoś, kto stanie po jego stronie. I tego właśnie było świadkiem – że mama jest obrońcą, że mama nie pozwoli nikomu, nawet najbliższym, ranić.
Myślę, że ta scena mogła być dla dziewczynki jednym z tych wspomnień, które zostają na całe życie. Pamięta się nie krzyk, ale to, że ktoś nas ochronił.
Chciałam się tym podzielić, bo być może ktoś z was, czytających, następnym razem znajdzie w sobie tę samą odwagę. Może nie trzeba będzie wrzeszczeć na całą ulicę, ale wystarczy spokojnie, stanowczo powiedzieć: „Nie podnoś głosu na moje dziecko. To nie jest w porządku”.
Bo dzieci zasługują na szacunek od pierwszych chwil życia.
Piszę ten list, żeby podziękować tamtej mamie, choć pewnie nigdy go nie przeczyta. Podziękować za to, że pokazała, jak wygląda prawdziwa odwaga w macierzyństwie. I żeby przypomnieć wszystkim – sobie również – że czasem warto zrobić „scenę”, jeśli stawką jest poczucie bezpieczeństwa dziecka.
Ewelina
Chcesz skomentować albo opisać własną historię? Napisz do nas na adres: redakcja@mamotoja.pl. Czekamy na Twoją opinię.
Zobacz też: Syn wyznał, o co poprosiła go babcia. Ostatni raz zostawiłam dzieci z teściami