Reklama

We wrześniu wielu nauczycieli klas pierwszych przeżywa ten sam szok: dzieci z zerówek nie znają liter, nie potrafią pisać, nie rozróżniają głosek. Niektóre nie umieją policzyć do dziesięciu, a zadanie typu „napisz swoje imię” kończy się łzami i krzykiem.

Reklama

– Mamy dzieci, które nie potrafią się skupić nawet przez pięć minut, bo nikt nigdy z nimi nie siedział przy książce. Rodzice pytani o przygotowanie szkolne mówią: to nie moja rola, od tego jest szkoła. I tu zaczyna się problem – mówi pani Aneta, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej z Warszawy.

Rodzice coraz częściej zakładają, że przedszkole ma wszystko załatwić za nich. W domu ma być „dzieciństwo”, czyli zabawa, bajka i święty spokój. A czasem i smartfon do ręki.

„Nie zmuszam, bo ma czas. Niech się nacieszy dzieciństwem”

Rodzice tłumaczą, że nie chcą wywierać presji, zakłócać dzieciństwa. Że każde dziecko jest inne, że mają czas... Ale czy to rzeczywiście troska – czy raczej wygodne unikanie odpowiedzialności?

– Nie uczę córki literek, bo nie chcę, żeby znienawidziła szkołę, zanim jeszcze do niej pójdzie. W przedszkolu uczą przez zabawę, ja też. Uważam, że ma jeszcze czas, dopiero ma skończone sześć lat – mówi Anna, mama przyszłej pierwszoklasistki.

– Nie będę robić z siebie domowej nauczycielki, skoro od tego są profesjonaliści. Przecież nie skończyłam pedagogiki – dodaje Agnieszka, mama chłopca z zerówki.

To częsta narracja: nie chcę zniechęcać, nie znam się, w szkole nauczą. Tyle że szkoła dziś nie zaczyna już od zera – tylko od poziomu, do którego dziecko powinno być doprowadzone przez przedszkole i rodziców.

Nauczyciele biją na alarm

– Wielu rodziców kompletnie nie wie, co znaczy przygotowanie do szkoły. Uważają, że wystarczy kupić wyprawkę i wytłumaczyć, jak się mówi do pani. A potem dzieci są zagubione, sfrustrowane, nie radzą sobie z podstawowymi zadaniami – mówi pani Ewa, nauczycielka klasy pierwszej w Krakowie.

W klasach pierwszych coraz trudniej wyrównać poziom. Jedne dzieci już składają zdania, inne nie rozróżniają litery „m” od „t”. Jedne potrafią pisać swoje imię, inne nie wiedzą, że po lewej stronie pisze się pierwszą literę.

A nauczyciel? Ma 25 dzieci i podstawę programową do zrealizowania. Nie może poświęcić pół roku na naukę alfabetu.

W debacie o gotowości szkolnej zbyt często zapomina się o jednym: dziecko nie nauczy się samodzielnie czytać tylko dlatego, że ma skończone siedem lat. I tak, rola nauczycieli przedszkolnych i szkolnych jest ogromna, ale to nie na nich spoczywa cała odpowiedzialność.

– Nie chodzi o to, żeby 6-latek umiał czytać jak czwartoklasista. Ale jeśli nie zna liter, nie interesuje się książką, nie ćwiczył ręki – będzie miał pod górkę. A potem słyszymy, że szkoła za trudna, że za wcześnie, że nauczyciel się czepia. A przecież to rodzic jest pierwszym nauczycielem – dodaje pani Aneta.

Nie trzeba być pedagogiem, żeby wieczorem przeczytać wspólnie książkę. Żeby pokazać, jak się pisze „Ala”. Żeby razem liczyć klocki. Trzeba tylko chcieć – i zrozumieć, że dziecko nie nauczy się świata z pustego ekranu i ciszy.

Reklama

Zobacz także: Nauczycielka przedszkolna: „Już mi się odechciewa tej pracy. Tak rodzice psują nam adaptację”

Reklama
Reklama
Reklama