Reklama

Czy zmieniać buty w szkole?

Pamiętam swoje dzieciństwo – worek ze zmiennym obuwiem wiszący w szatni, obowiązkowe kapcie i pani woźna, która skrupulatnie pilnowała, czy nikt nie wejdzie na korytarz w „brudnych” butach. Wtedy wydawało mi się to oczywiste. Ale czasy się zmieniły. Szkoły wyglądają inaczej, mamy klimatyzację, sprzątanie na bieżąco, a dzieci – coraz częściej w trampkach i sneakersach, które w niczym nie przypominają ciężkich zimowych kozaków.

Reklama

Dlatego kiedy córka we wrześniu znowu wróciła z listą zakupów: plecak, piórnik, zeszyty i – oczywiście – kapcie do szkoły, westchnęłam ciężko.

– Mamo, ale dlaczego właściwie muszę zmieniać buty? – zapytała mnie nagle.

Pytanie, które wytrąciło mnie z równowagi

Przyznam, że zbiła mnie z tropu. Dlaczego właściwie? Bo tak zawsze było? Bo dyrekcja wymaga? Bo regulamin? To nie były wystarczająco dobre odpowiedzi. Córka ujęła to najprościej, jak się dało:

– Przecież i tak codziennie myją korytarze. Dlaczego dzieci muszą nosić dodatkowe buty, skoro nikt w pracy, w kinie czy na uczelni tego nie robi?

Miała rację. I kiedy następnego dnia podczas zebrania rodziców temat znowu wrócił, powtórzyłam jej pytanie dyrektorce. Sala aż zawrzała.

„Bo tak było zawsze” to za mało

Dyrektorka najpierw zaczęła tłumaczyć się względami higieny. Ale kiedy jeden z ojców dodał, że w firmie zatrudniają kilkaset osób i nikt nie wymaga od pracowników zmiany butów, zrobiło się cicho. „Bo tak było zawsze” – to naprawdę nie jest mocny argument.

Jako rodzice zaczęliśmy się zastanawiać, czy obowiązek zmiany obuwia nie jest po prostu reliktem przeszłości. Tym bardziej że większość dzieci i tak chodzi w sportowych butach, w których ćwiczy na WF-ie i biega po boisku.

Psycholog: kapcie nie uczą odpowiedzialności

Zapytałam o to psycholożkę dziecięcą, która od lat pracuje z młodzieżą. Jej odpowiedź była jednoznaczna:

– Obowiązek zmiany obuwia nie uczy dzieci odpowiedzialności, tylko ślepego podporządkowania zasadzie, której sensu nikt nie tłumaczy. A to w pewnym momencie zaczyna budzić bunt. Warto rozmawiać z uczniami, czy to rzeczywiście ma sens w XXI wieku – wyjaśnia.

Czas na zmiany?

Nie chodzi o to, by robić rewolucję dla samej rewolucji. Ale jeśli coś nie działa, jeśli dzieci same widzą w tym absurd i pytają „dlaczego?”, to znaczy, że temat wymaga dyskusji. Może pora pozwolić im chodzić w tych samych butach przez cały dzień, a szkołę sprzątać częściej?

Dla mnie ta sytuacja była lekcją – czasem warto posłuchać dzieci, bo ich pytania mają w sobie więcej mądrości niż niejedno szkolne zarządzenie.

Reklama

Zobacz także: Za 2-dniową wycieczkę muszę zapłacić 500 zł. Szkoła myśli, że rodzice śpią na pieniądzach

Reklama
Reklama
Reklama