Wpisała karygodną uwagę w zeszycie 7-letniej uczennicy. „Słowa mogą niszczyć”
W zeszycie małej dziewczynki pojawiło się jedno zdanie, które wywołało poruszenie wśród dorosłych. Nauczycielka pewnie nie spodziewała się, że jej uwaga stanie się tematem publicznej dyskusji o tym, jak łatwo słowami można zranić dziecko.

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam tę historię, poczułam niepokój. W zeszycie siedmioletniej dziewczynki nauczycielka wpisała uwagę: „Dziś uczennica wykazywała nieodpowiednie zachowanie i brak postawy godnej młodej Polki”. Brzmi poważnie, niemal patetycznie, ale w tym jednym zdaniu ukryło się coś znacznie trudniejszego – ocena tożsamości dziecka. Nie zachowania, nie konkretnej sytuacji, ale tego, kim dziewczynka jest.
Słowa, które zamiast uczyć – ranią
Trener osobisty Paweł Szokaluk opisał całą sprawę na Facebooku (nie jest przy tym jasne, kto i kiedy zrobił zdjęcie uwagi w zeszycie). Przekaz jego postu zostaje w głowie: „Czytając te słowa, zatrzymałem się na dłużej. Nie dlatego, żeby kogokolwiek oceniać, tylko żeby zrozumieć, jaka była intencja słów zapisanych w zeszycie siedmiolatki”. I to właśnie „zatrzymanie się” wydaje mi się dziś kluczowe. Bo czy naprawdę zdajemy sobie sprawę, jaką moc mają słowa, które kierujemy do dzieci?
Każdy z nas pamięta jakieś zdanie z dzieciństwa, które utkwiło w głowie na długo. Czasem było to jedno zdanie nauczyciela, rzucone mimochodem. „Z tobą to zawsze problem”, „znowu zawiodłaś”, „nie potrafisz się zachować” – takie zdania potrafią osłabić poczucie własnej wartości na lata. I choć dorosły wypowiada je często bez złej intencji, dziecko odbiera je dosłownie, jako komunikat: „jestem zła” lub „nie jestem wystarczająco dobra”.
Informacja zwrotna, która buduje, a nie burzy
Szokaluk napisał w swoim poście: „Słowa mają ogromną moc. Mogą niszczyć, kiedy używamy ich z poziomu oceny. Ale mogą też budować, kiedy używamy ich z poziomu zrozumienia”. To zdanie powinno wisieć w każdej klasie, w pokoju nauczycielskim, w domu – wszędzie tam, gdzie dorosły rozmawia z dzieckiem.
Bo między oceną a informacją zwrotną jest ogromna różnica. Ocena stawia kropkę. Informacja zwrotna otwiera rozmowę. Mówi: „Zauważyłam, że trudno ci było dziś skupić się na lekcji. Jak myślisz, co możemy zrobić, żeby jutro było łatwiej?”.
Nie chodzi o to, żeby dziecko zawsze chwalić. Chodzi o to, żeby komunikat dawał przestrzeń do refleksji, a nie budował wstyd. Bo wstyd nie uczy. Wstyd zamyka. A przecież szkoła ma być miejscem, które otwiera – na wiedzę, emocje i relacje.
Z doświadczenia wiem, że nauczyciele często są przeciążeni. Mają pod opieką kilkadziesiąt dzieci, obowiązki, stres. Czasem jedno zdanie w dzienniczku jest po prostu wyrazem frustracji. Ale to właśnie wtedy warto przypomnieć sobie, że każde słowo może być cegłą w fundamencie młodego człowieka – albo kamieniem, który ten fundament naruszy.
Zatrzymajmy się na chwilę – zanim coś powiemy
Paweł Szokaluk zakończył swój wpis słowami: „Nie piszę tego, żeby kogokolwiek obwiniać. Piszę to z intencją budowania świadomości. Bo słowa, które wypowiadamy, często zostają z drugim człowiekiem na długo. Nie jako lekcja, ale jako ślad”.
Czytając to, pomyślałam o wszystkich tych drobnych „śladach”, które w nas zostały. O słowach nauczycieli, rodziców, kolegów. Jedne budowały naszą odwagę, inne odbierały pewność siebie. I właśnie dlatego tak ważne jest, byśmy w świecie, w którym wszystko dzieje się w pośpiechu, znaleźli chwilę na refleksję.
Czasem wystarczy zamienić jedno słowo. Zamiast „nieodpowiednia postawa” napisać: „Dziś było jej trudno się skupić”. Zamiast „brak szacunku” – „dziewczynka potrzebuje wsparcia w rozumieniu zasad”. Brzmi inaczej, prawda? Nie rani, nie etykietuje. Pokazuje, że dorosły widzi dziecko, a nie tylko jego zachowanie.
Nie chodzi o poprawność językową. Chodzi o empatię. O świadomość, że dla dziecka każde zdanie dorosłego może stać się lustrem, w którym zobaczy siebie. I że od tego, co w tym lustrze zobaczy, zależy bardzo wiele.
Słowa zostają na długo
Historia z tą uwagą w zeszycie to nie tylko szkolny incydent. To przypomnienie, że język, jakiego używamy wobec dzieci, ma realny wpływ na ich dorosłe życie. Warto więc, zanim coś powiemy lub napiszemy, zadać sobie pytanie: czy to, co mówię, wspiera rozwój drugiego człowieka, czy tylko go etykietuje?
Dzieci uczą się nie tylko tabliczki mnożenia i ortografii. Uczą się też, jak myśleć o sobie. I właśnie w tym miejscu rola dorosłego staje się najważniejsza – by pomagać im wierzyć, że są wystarczające, dobre i gotowe do nauki.
Z pozoru niewinna uwaga w zeszycie może stać się początkiem wielu niepotrzebnych łez. Ale może też – jeśli będzie mądra, empatyczna i pełna zrozumienia – być początkiem rozmowy, refleksji, a nawet zmiany.
Słowa naprawdę mają moc. A my wszyscy – nauczyciele, rodzice, dorośli – mamy wybór, jak tę moc wykorzystamy.
Zobacz też: Smutna prawda o szkolnych świetlicach. „Te dzieci nigdy nie polubią szkoły”