Współczesne dzieci to jajka Fabergé. Scena z puszką na koloniach mówi wszystko
„Trwają wakacje, a ja po raz pierwszy od lat pojechałam jako wychowawczyni na kolonie. Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy – aż zobaczyłam, jak jedno dziecko... próbuje otworzyć puszkę kukurydzy. Bez otwieracza. Przez woreczek strunowy. To był moment, w którym zrozumiałam, że mamy do czynienia z pokoleniem jajek Fabergé”.

Wszystko zaczęło się od maila w redakcyjnej skrzynce – wychowawczyni kolonijna opisała SMS-a od matki, który z pozoru był tylko troskliwym pytaniem, ale w rzeczywistości odsłaniał coś dużo głębszego. Zaintrygowana, zaczęłam pytać wychowawców, jak dziś wygląda samodzielność dzieci na koloniach. I usłyszałam rzeczy, które jednocześnie mnie rozbawiły, jak i zaniepokoiły.
Pokolenie dzieci jajek Fabergé w czystej postaci
Dzieci są dziś piękne, zadbane, pachnące mango i pianką marshmallow. Mają odżywki do włosów, powerbanki, 6 rodzajów gumek do włosów i zapas perfum na tydzień. Ale kiedy przychodzi do najprostszych rzeczy – zatrzymują się w miejscu.
– Proszę pani, a jak się robi herbatę?
– A gdzie się wkłada te kapsułki?
– Mogę zupkę chińską, ale nie wiem jak.
Apogeum przyszło trzeciego dnia, kiedy jedna z dziewczynek poprosiła o pomoc.
– Mam puszkę kukurydzy, ale nie wiem, jak ją otworzyć.
– Nie masz otwieracza? Nie możesz wziąć go ze stołówki? – zapytałam.
– Nie... Ale mama mi zapakowała, to pewnie jakoś się da.
Puszka była owinięta w ręcznik i wsadzona do woreczka strunowego. Jak relikwia. Albo bomba biologiczna.
„Nie rób, bo się poparzysz” – czyli jak zbudować bezradność
To nie wina tych dzieci. To efekt świata, w którym dorośli przez lata robili wszystko za nie.
– Nie podgrzewaj, bo się poparzysz.
– Nie wyciągaj, bo coś zrobisz sobie.
– Nie dotykaj, mama zrobi.
W efekcie mamy pokolenie, które nie wie, ile wody wlewa się do garnka, jak się wiesza mokry ręcznik albo... że do puszki potrzeba otwieracza. Zamiast uczyć samodzielności, nauczyliśmy dzieci delegowania. I choć brzmi to jak nowoczesne zarządzanie, to w życiu – nie działa.
A przecież one chcą. Tylko nie umieją. One chcą się uczyć. Chcą same robić herbatę, zawiązać sznurek, rozwiesić majtki. Ale najpierw muszą uwierzyć, że potrafią. Że nie są kruche jak te jajka Fabergé – wystawiane na półkę i podziwiane, ale nigdy używane.
Bo dziecko, które nigdy nie wyciągało prania z pralki, nie będzie wiedziało, jak rozwiesić ręcznik. A takie, które miało pakowaną przez mamę puszkę kukurydzy, nie będzie umiało ocenić, co zabrać na wyjazd.
Może to właśnie są te wakacje, kiedy oddamy im trochę odpowiedzialności. Nie po to, by „miały trudno”, tylko żeby mogły po prostu dorosnąć. Bo naprawdę nie chodzi o puszkę. Chodzi o to, że kiedyś z tego jajka trzeba zejść z półki i pójść do życia. Bez opakowania ochronnego. I bez woreczka strunowego.