Reklama

Nauczycielka przyznaje, że zadanie miało być proste i przyjemne. Żadnych ocen, żadnej presji – zwykła praca o codziennych czynnościach.

„Myślałam, że zobaczę rysunki dzieci odkurzających, podlewających kwiatki, nakrywających do stołu. To standardowe rzeczy, o których opowiadały mi pierwszaki jeszcze kilka lat temu” – tłumaczy.

Tymczasem już w pierwszych minutach lekcji dzieci zaczęły zgłaszać pytania, które ją sparaliżowały:

  • „Proszę pani, ale co to znaczy pomagać w domu?”
  • „A jakie prace pani ma na myśli?”
  • „A to można tak robić bez mamy?”.

Niektóre dzieci patrzyły na nią kompletnie zagubione – jakby słowo obowiązek było pojęciem z innej epoki.

„Poczułam, że ten temat ich przerasta. Jakby nigdy wcześniej nie zetknęły się z myślą, że mogą być częścią domowej machiny, a nie tylko jej pasażerami” – opisuje.

Rysunki, które uderzają jak policzek

Kiedy prace zaczęły spływać, zrobiło się jeszcze gorzej.

„Myślę, że tak z połowa klasy narysowała… nic konkretnego. Jedno dziecko narysowało siebie leżącego na kanapie, a obok mamę z mopem. Inne – tatę gotującego obiad, a siebie grającego na tablecie. Ktoś narysował robot sprzątający. To było dla niego ‘pomaganie w domu’, bo ‘robot pomaga mamie’” – pisze nauczycielka.

Najbardziej zapadł jej w pamięć rysunek chłopca, który narysował, jak leży przed telewizorem. Tyle, po prostu leży.

„Kiedy go zapytałam, jak pomaga w domu na tym rysunku, odpowiedział: ‘Mama mówi, że mam nie przeszkadzać’. I to był cios w samo serce” – wyznaje.

„Jeśli będziemy wyręczać dzieci na każdym kroku, to kto je nauczy życia?”

Nauczycielka przyznaje, że nie chodzi o to, by obciążać najmłodszych obowiązkami ponad siły. Chodzi o to, by dać im poczucie sprawczości i odpowiedzialności.

„Widzę, że współczesne pokolenie często nie wie, jak zasznurować buty, jak posprzątać po sobie, jak przygotować sobie kanapkę. Wszystko robią za nich dorośli – z poczucia troski, ale też z pośpiechu. Bo łatwiej, bo szybciej, bo ‘niech ma lekkie dzieciństwo’. A później te dzieci wchodzą w świat bez podstawowych kompetencji” – pisze.

Jak trafnie zauważa, rodzice nie robią tego ze złej woli. „Oni naprawdę chcą dobrze. Ale czasem dobre chęci stają się klatką. To jakbyśmy trzymali dzieci w miękkich rękawiczkach, aż przestaną czuć własne dłonie” – dodaje.

Zadanie, które miało być tylko szkolną zabawą, okazało się gorzką diagnozą.

„Martwię się, że jeśli teraz ich nie nauczymy samodzielności, to kiedy? W liceum? Na studiach? W dorosłym życiu? Współczesne pokolenie nie przetrwa, jeśli dalej będziemy udawać, że obowiązki są ponad ich siły” – pisze w zakończeniu.

Coraz częściej nauczyciele i pedagodzy zwracają uwagę, że dzieci potrzebują nie tylko wsparcia, lecz także okazji do ćwiczenia samodzielności. To nie ciężar – to element wychowania. Umiejętność pomocy w domu daje poczucie sprawczości i odpowiedzialności, które później procentują. A rysunki takie jak ten, o którym pisze nauczycielka, są sygnałem, że warto o tym mówić głośno.

Zobacz także: Ten nawyk nauczyciela to sygnał ostrzegawczy. Gdy go dostrzeżesz – od razu reaguj

Reklama
Reklama
Reklama