Wychowuję przeciętniaka. Koleżanki patrzą na mnie z litością
Siedziałam na kawie z koleżankami, gdy jedna z nich spojrzała na mnie z litością. „I ty naprawdę niczego od niego nie wymagasz?” – zapytała. Uśmiechnęłam się. Bo to, czego ja oczekuję od swojego dziecka, zupełnie nie mieści się w ich schematach.

Mam wrażenie, że niektóre moje koleżanki traktują macierzyństwo jak projekt. Coś jak budowa domu albo planowanie kampanii marketingowej: krok po kroku, od wczesnej nauki czytania do „sukcesu” w postaci indeksu na prestiżowych studiach. Siedzimy na kawie, a rozmowa kręci się wokół: „Wasze to już znają tabliczkę mnożenia?” albo „Zapisałaś ją na programowanie?”.
Nie czyta, ale zna wszystkich sąsiadów
Mój syn ma sześć lat. Umie zbudować genialny garaż z klocków i zna imiona wszystkich sąsiadów. Nie zna liter. I naprawdę nie widzę w tym tragedii. Moja córka ma już dziesięć i nadal ma problemy z tabliczką mnożenia, ale za to pisze w swoim pamiętniku własne opowiadania. A ja nie czuję ciśnienia.
Czasem mam wrażenie, że pochodzę z innej planety. Bo zamiast ścigać się w tym wyścigu – o lepsze przedszkole, korepetycje z angielskiego i kolejne zajęcia – wolę zapytać moje dziecko, co dziś sprawiło mu radość. Czy lubi siebie? Czy ma przyjaciół? Czy jest mu dobrze – tak po prostu, tu i teraz?
Nie każdy musi być geniuszem
Mam też wrażenie, że troska stała się naszą obsesją. Chcemy, żeby dzieci miały łatwiej, więcej, lepiej niż my. Ale czy naprawdę wszystko musi być na 110%? Kiedy mówię, że nie planuję na siłę pchać starszej córki na studia, widzę zdziwione spojrzenia. „Ale jak to? Przecież musi się rozwijać!” – słyszę. No właśnie – ale może w swoim tempie? W swoim kierunku?
Jeśli któregoś dnia powie mi, że chce pracować w Biedronce, bo lubi kontakt z ludźmi i ceni stabilność, to ja będę klaskać. Serio. Nie każdy musi zostać prawnikiem, lekarzem czy programistą. Świat potrzebuje też dobrych, empatycznych ludzi w „zwykłych” zawodach. I to wcale nie czyni ich mniej wartościowymi.
Dla mnie prawdziwy sukces to spokój – i tego uczę moje dzieci.
Wiem, że przez to w oczach niektórych mam mogę uchodzić za dziwaczkę. Ale jestem dziwaczką, która ma szczęśliwe dzieci. I to mi w zupełności wystarczy.
Zobacz też: