Reklama

W weekend byliśmy u rodziców. Zebraliśmy się wszyscy w ogrodzie – ja z mężem i naszym 2-latkiem, moja siostra z dwójką dzieci i brat z bliźniakami. Było gwarno, wesoło, pełno śmiechu. Dziadek rozstawił trampolinę i dmuchańca, więc dzieciaki biegały w tę i z powrotem, aż miło było patrzeć.

Reklama

W pewnym momencie bliźniacy mojego brata, chłopcy w wieku 11 lat, poszli na trampolinę. Zaraz za nimi podeszły dzieci mojej siostry – jej 9-letnia córka i 12-letni syn. Już mieli wchodzić, kiedy usłyszałam:
– Mamo, a możemy iść na trampolinę?

Spojrzałam na siostrę, a ona z kamienną twarzą odpowiedziała:
– A co tam będziecie robić?
– No… skakać.
– Ale uważajcie na kuzynów, żeby im krzywdy nie zrobić. I nie skaczcie wysoko, bo jeszcze spadniecie. I pilnujcie, żeby nie było za dużo osób naraz.

Byłam w szoku

Nie mogłam uwierzyć. To nie były maluchy w wieku mojego synka, które muszą mieć stałą opiekę. To dzieci w wieku szkolnym, które poszłyby się pobawić ze swoimi kuzynami na bezpiecznej trampolinie, pod okiem całej rodziny. Mój brat tylko zerknął i powiedział swoim chłopakom:
– Tylko nie wariujcie za bardzo, żebyście głów nie poobijali.

I to by było na tyle. Oni skakali, śmiali się, robili przewroty i próbowali prostych salt pod okiem dorosłych, którzy i tak cały czas patrzyli, co się dzieje. Tymczasem dzieci mojej siostry wchodziły spięte, co chwilę zerkając w stronę mamy, jakby czekały na kolejne polecenia. W końcu po kilku minutach zeszły.

Wychowujemy dzieci na krótkim łańcuchu

Pomyślałam wtedy, że tak właśnie wygląda współczesne wychowanie. Nie uczymy dzieci decydowania o sobie, nawet w drobiazgach. Zamiast tego wymagamy, by o wszystko pytały. By zawsze czekały na pozwolenie. I zanim ktoś powie, że to kwestia bezpieczeństwa – przypominam, że chodziło o podwórko dziadków, dzieci były tam w grupie, pod opieką. Nie szły same nad rzekę ani na rowery do miasta.

Nie mówię, że trzeba pozwalać dzieciom na wszystko. Ale kiedy 9-latka pyta, czy może iść pobawić się z kuzynami na trampolinie, to coś jest nie tak. Sama pamiętam, że w jej wieku, kiedy byłam na podwórku, to tylko wołałam przez ramię: „Mamo, idę na trzepak!” i leciałam. Gdybym za każdym razem musiała uzyskać zgodę na wejście na huśtawkę, zjeżdżalnię czy zabawę w berka, czułabym się jak pies na smyczy.

Pozwólmy dzieciom na samodzielność

Nie chcę oceniać mojej siostry. Każdy wychowuje dzieci po swojemu. Ale przykro mi patrzeć, jak jej dzieci nie potrafią podjąć żadnej decyzji bez pytania o zgodę. To nie uczy odpowiedzialności, tylko uzależnia od dorosłych. A przecież za kilka lat będą musiały decydować o znacznie poważniejszych sprawach niż skakanie na trampolinie.

Może, zamiast trzymać dzieci na krótkim łańcuchu, lepiej od czasu do czasu go poluzować. Niech uczą się samodzielności – nawet w tak drobnych, dziecięcych sprawach.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama