Reklama

Mam trzyletnie dziecko. Latem często jeździmy nad Bałtyk, bo mieszkamy w Gdańsku i plaża to dla nas najłatwiej dostępna atrakcja. I wiecie co? Nieraz spotkałam się z pogardliwymi spojrzeniami ludzi, gdy wysadzałam dziecko na siusiu za parawanem.

Reklama

Nie mówię tu o sytuacji, gdy toaleta jest blisko, czysta i kosztuje 2 zł. Wtedy oczywiście z niej korzystamy. Ale czasem najbliższy toi-toi jest kilometr dalej albo trzeba zapłacić 10 zł, co dla mnie – samotnej mamy, która wzięła ze sobą tylko kilka drobnych na kawę i loda dla dziecka – jest po prostu za dużo. Najgorsze jest to, że często te drogie toalety są tak brudne, że sama bym tam nie weszła, a co dopiero mam wpuścić malucha.

Nie robię tego z lenistwa

Raz pewna pani zwróciła mi uwagę, że to obrzydliwe i że brudzimy plażę. Rozumiem, że to nie jest estetyczne, ale czasem nie ma wyboru. Dziecko nie wytrzyma, aż dojdziemy do WC w restauracji. I co wtedy? Ma płakać, trzymać się za krocze i błagać, żeby było szybciej?

Nie robię tego z lenistwa. Nie wysadzam dziecka tuż przy kocu innych ludzi. Zawsze odchodzę na bok, chowam się z nim za parawanem albo idę w krzaki (oczywiście nie na wydmy, bo wiem, że to teren chroniony). Zabieram potem zużytą chusteczkę i wyrzucam do śmieci.

Czasem po prostu trzeba

Prawda jest taka, że nikt nie chce tego robić. To nie jest przyjemne ani dla mnie, ani dla dziecka. Ale czasem trzeba wybrać mniejsze zło – albo dziecko zrobi siusiu w majtki i będzie płakać, albo szybko wysadzę je na bok, by uniknąć traumy i wstydu.

Nie rozumiem ludzi, którzy patrzą na matki z pogardą w takich sytuacjach. Może sami nigdy nie mieli dziecka, które nagle woła „mamo, siku, już TERAZ”, bo za minutę będzie za późno. Cóż, życie uczy pokory.


Od redakcji:

Warto pamiętać, by nie załatwiać potrzeb fizjologicznych dziecka na wydmach. Wydmy są chronione – to ważny ekosystem i naturalna ochrona wybrzeża.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama