Z obrzydzeniem odkryłam, co zrobiły przedszkolanki. Od razu wypisałam stamtąd moją córkę
Myślałam, że moje dziecko jest w miejscu, gdzie szanuje się indywidualne potrzeby. Zamiast tego zobaczyłam coś, co wywołało u mnie złość i obrzydzenie.

Jestem mamą dziewczynki, która od najmłodszych lat ma nadwrażliwość na dotyk. To nie jest jej fanaberia ani wymysł – każdy kontakt fizyczny, nawet delikatny, wywołuje u niej dyskomfort, czasem wręcz ból. Kiedy zapisywałam córkę do przedszkola, od razu podkreśliłam, że nie życzę sobie, by ktokolwiek ją przytulał. Chciałam, żeby panie zrozumiały, że to nie kwestia mojego „widzimisię”, ale realny problem, z którym mierzymy się na co dzień.
Wyjaśniłam wszystko bardzo szczegółowo: córka woli słowa otuchy, spokojną rozmowę czy możliwość pobycia samej w kąciku. Prosiłam, żeby panie uszanowały te zasady. Byłam przekonana, że w placówce, która nazywa się „przyjazną dzieciom”, moje dziecko będzie traktowane z empatią i zrozumieniem. Niestety, szybko okazało się, że moje słowa zostały zlekceważone.
Zobaczyłam coś, co złamało moje zaufanie
Pewnego dnia odebrałam córkę trochę wcześniej niż zwykle. Weszłam do sali i zamarłam. Moje dziecko stało przy drzwiach, skulone, wyraźnie spięte, a jedna z pań usiłowała je objąć i przytulić. Druga podchodziła z tyłu, próbując „pomóc”. Obie najwidoczniej uznały, że właśnie tego potrzebuje moje dziecko. Zamiast uspokojenia, zobaczyłam na twarzy córki autentyczne cierpienie i przerażenie.
Nie mogłam w to uwierzyć. Po tylu rozmowach i wyjaśnieniach, panie z pełną świadomością naruszyły nasze ustalenia. Zamiast szukać innych metod wsparcia, zdecydowały się na coś, co dla mojej córki było dręczące. To nie była zwykła pomyłka – to było jawne zlekceważenie moich zasad i potrzeb mojego dziecka.
Moje oburzenie sięgnęło zenitu. Nie mogłam patrzeć, jak ktoś, kto powinien budować poczucie bezpieczeństwa, w rzeczywistości je niszczy. Wyszłam z córką bez słowa, a w głowie miałam tylko jedną myśl: nie zostanie tutaj ani dnia dłużej.
Dlaczego nie pozwolę nikomu przekraczać granic mojego dziecka
Rodzicielstwo to dla mnie przede wszystkim szacunek do dziecka. To ja najlepiej znam swoją córkę, jej wrażliwość i ograniczenia. Nie chodzi o to, że uważam przytulanie za coś złego – wiem, że wiele dzieci tego potrzebuje. Ale moja córka należy do tych, które mają inne potrzeby. Jej granice powinny być traktowane tak samo poważnie, jak granice dorosłych.
Nie rozumiem, dlaczego dla niektórych dorosłych dziecko automatycznie oznacza „wolno wszystko”. Nikt nie przytulałby obcej osoby na ulicy bez jej zgody. Dlaczego więc personel przedszkola uznał, że może to robić wobec mojej córki? Dla mnie to naruszenie zaufania i brak profesjonalizmu.
Zdecydowałam się natychmiast wypisać dziecko z tej placówki. Nie będę ryzykować, że ktoś kolejny raz zignoruje moje słowa i narazi moją córkę na cierpienie. Teraz szukam miejsca, gdzie wychowawcy naprawdę rozumieją, czym jest indywidualne podejście i potrafią respektować granice dziecka.
Mam nadzieję, że mój list przeczytają inni rodzice i zastanowią się, czy w przedszkolach ich dzieci naprawdę respektuje się ich potrzeby. Bo żadne piękne hasła i kolorowe sale nie znaczą nic, jeśli brakuje podstawowego szacunku.
Marta
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także: Mój syn wrócił po pierwszym dniu zalany łzami. Przedszkolanka nie miała prawa o to pytać