Reklama

„A mój Kubuś przeczytał już całe ‘Dzieci z Bullerbyn’...”. Ten niewinny komentarz sąsiadki podczas spotkania na klatce schodowej stał się dla pani Magdy początkiem lawiny emocji. W liście do naszej redakcji matka siedmioletniej Oli podzieliła się swoją historią – historią pełną wątpliwości, porównań i rodzicielskiego niepokoju. Bo choć Ola lada moment zaczyna drugą klasę, wciąż nie potrafi płynnie czytać.

Reklama

„Czułam się, jakby ktoś wbił mi szpilkę” – pisze. „Nie dlatego, że jej syn umie, ale dlatego, że ja poczułam, że moja córka nie daje rady. A przecież staram się, jak mogę”.

Gdy porównania ranią, a nie motywują

Sąsiedzkie pogawędki mają swój urok – potrafią rozładować napięcie, rozśmieszyć albo po prostu pozwolić poczuć, że nie jesteśmy sami. Ale czasem wystarczy jedno zdanie, by zachwiać wiarą we własne kompetencje rodzica. Tak było w tym przypadku.

„Stałyśmy z siatkami z Biedronki i ona tak mimochodem rzuciła, że jej Kubuś to już trzeci raz wraca do ‘Dzieci z Bullerbyn’. A ja tylko przytaknęłam i się uśmiechnęłam. Ale serce zamarło” – opisuje pani Magda.

W domu pojawiły się łzy. Nie u Oli, tylko u niej – matki, która poczuła, że zawiodła. Przecież codziennie wieczorem czytała córce książki, podsuwała kolorowe czytanki, robiła „czytankowe wyzwania” z naklejkami. Ale Ola nadal składa litery powoli, męczy się, czasem nawet udaje, że nie widzi tekstu, żeby tylko nie czytać.

„To chyba ja coś źle robię. Może za mało naciskam? A może za bardzo?” – pyta w liście.

Rozwój dziecka to nie wyścig

Pani Magda nie jest sama. Do naszej redakcji często trafiają podobne historie – rodzice sfrustrowani, pełni wątpliwości, obawiający się, że ich dziecko zostaje w tyle. Ale prawda jest taka, że umiejętność czytania nie rozwija się u wszystkich dzieci w tym samym tempie.

Niektóre dzieci płynnie czytają już pod koniec zerówki, inne „zaskakują” dopiero w trzeciej klasie. To nie świadczy o inteligencji czy zdolnościach, a o tempie dojrzewania konkretnych obszarów mózgu.

Specjaliści podkreślają, że kluczowe jest, żeby nie przekształcić nauki w źródło stresu. Dziecko, które zacznie kojarzyć czytanie z presją, oceną i lękiem przed porównaniem, może skutecznie zablokować się na długie miesiące.

Pani Magda to wyczuła. „Zaczęłam odpuszczać. Zamiast codziennego ‘no to teraz poczytaj’, wieczorem zaczęłyśmy z Olą grać w zgadywanki słowne. Przestałam patrzeć na zegarek i porównywać ją z Kubusiem. A któregoś dnia… sama wzięła do ręki książeczkę i zapytała, czy może spróbować”.

Czytanie to nie tylko umiejętność – to relacja

Pani Magda pisze, że nie wie, co zrobiła dobrze. A my odpowiadamy: właśnie to. Przestała gonić, zaczęła towarzyszyć. Zrezygnowała z napięcia i presji, a zyskała coś znacznie cenniejszego – gotowość dziecka do nauki na własnych zasadach.

Bo w uczeniu się najważniejsze nie są wyniki, ale emocje, które towarzyszą procesowi. Jeśli dziecko widzi, że może popełniać błędy, próbować, rezygnować i wracać – bez oceniania – to samo szybciej zrobi postęp.

Pani Magda zakończyła list zdaniem: „Chciałam się podzielić, bo może ktoś inny też stoi z siatkami na klatce i myśli, że coś zawalił”.

Nie zawalił. Po prostu jest rodzicem. Takim jak tysiące innych – troszczącym się, czasem niepewnym, czasem porównującym, ale zawsze z sercem po właściwej stronie.

Praktyczna porada dla rodziców:
Zamiast codziennie pytać: „Przeczytasz mi coś?”, spróbujcie wspólnie stworzyć książkę z historyjkami waszego autorstwa. To nie tylko świetna zabawa, ale też skuteczna forma oswajania dziecka z czytaniem i pisaniem – bez presji, ale z poczuciem sprawczości.

Reklama

Zobacz też: Pokolenie tweensów balansuje na krawędzi. „Weszłam do pokoju córki i się rozbeczałam”

Reklama
Reklama
Reklama