Reklama

Przepraszam za to, że istnieję?

Moja córka zaczęła mówić „przepraszam” mniej więcej w tym samym czasie, kiedy nauczyła się układać puzzle i smarować chleb masłem. Słowo, które miało znaczyć „żałuję”, „widzę, że cię zraniłam”, „biorę odpowiedzialność” – szybko zamieniło się w domyślną reakcję na wszystko. Potknęła się? Przeprasza. Zapytała o coś drugi raz? Przeprasza. Przeszkodziła mi w rozmowie z koleżanką? Zanim zdążyłam zareagować – już było: „przepraszam, mamo”.

Reklama

Z początku mnie to nawet rozczulało. Grzeczne dziecko, empatyczne, uprzejme. Tylko że pewnego dnia usłyszałam, jak mówi do koleżanki: „przepraszam, że się odezwałam”. I coś we mnie pękło.

Przepraszanie jako odruch

Zaczęłam zwracać uwagę, jak często moje dziecko przeprasza. W sklepie, gdy przypadkiem coś zrzuci z półki. W szkole, gdy nie zna odpowiedzi. W domu, kiedy prosi o pomoc przy zadaniu. Nie miało znaczenia, czy naprawdę coś zrobiła źle – czy po prostu... żyła swoim dziecięcym życiem.

To było niepokojące. Bo za każdym „przepraszam” kryło się coś więcej niż uprzejmość. Krył się lęk przed byciem zbyt głośną, zbyt absorbującą, zbyt... widzialną. Przepraszanie było próbą usprawiedliwienia własnego istnienia. I ja to znałam. Z autopsji.

„Nie przepraszaj, kochanie”

Pewnego wieczoru usiadłam z córką i powiedziałam: „Wiesz co, kochanie? Przez najbliższy czas nie chcę, żebyś mówiła 'przepraszam'. Ani do mnie, ani do nikogo. Nawet jak coś zrobisz nie tak. Pomyślimy wtedy razem, co można zrobić, żeby to naprawić. Ale bez słowa 'przepraszam'”.

Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Jakby mówiła: Czy ty jesteś pewna, mamo? A ja byłam. Bo wiedziałam, że zanim nauczy się przepraszać z serca – musi przestać przepraszać automatycznie.

Co się stało, gdy przestała

Na początku była dezorientacja. Córka łapała się na tym, że chce powiedzieć „przepraszam” – i zatrzymywała się w pół zdania. Ale z każdym dniem działo się coś pięknego. Zamiast przepraszać, zaczęła mówić:

  • „Nie chciałam ci przeszkodzić”
  • „Nie wiedziałam, że cię to zdenerwuje”
  • „To moja wina – co mogę teraz zrobić?”
  • „Mamo, jestem smutna, że cię zdenerwowałam”.

Zamiast jednego słowa – pojawiły się pełne emocji, szczere komunikaty. Zamiast automatycznej reakcji – refleksja. Zamiast wstydu – chęć zrozumienia drugiego człowieka.

Zamiast przepraszania – odpowiedzialność

Kiedy przestała przepraszać za wszystko, zaczęła dostrzegać, co naprawdę wymaga skruchy. A co nie. Zaczęła rozróżniać: czy zrobiła coś złego, czy po prostu zachowała się jak dziecko. Zrozumiała, że nie musi przepraszać za emocje, za zmęczenie, za zadanie pytania. Zamiast przepraszać – zaczęła rozmawiać.

Dziś znów mówi „przepraszam”. Ale nie pięć razy dziennie. I nie jako domyślną odpowiedź na każdą interakcję. Mówi je wtedy, gdy naprawdę poczuje, że zawiniła. I robi to z własnej woli – nie z lęku przed oceną.

Wychowujemy grzeczne czy wolne dzieci?

Wciąż zbyt często oczekujemy od dzieci grzeczności, posłuszeństwa i przepraszania – zanim jeszcze zrozumieją, co znaczą te słowa. Czasem zapominamy, że „przepraszam” to nie zaklęcie, tylko początek naprawy relacji. A dzieci potrzebują najpierw nauczyć się, że ich głos, emocje i obecność – nie są niczym, za co trzeba przepraszać.

Zakazanie mojej córce mówienia „przepraszam” na chwilę – okazało się najlepszym krokiem, by potem umiała to słowo wypowiadać z sensem. I tylko wtedy, kiedy naprawdę warto.

Reklama

Zobacz także: Zanim przeprosisz dziecko, wypowiedz w myślach to 1 zdanie. Tylko wtedy przeprosisz szczerze

Reklama
Reklama
Reklama