Zamiast tupania i bicia w poduszki. Ta prosta zabawa działa cuda na dziecięcą złość
Bycie świadomą mamą nie zawsze jest łatwe. Staram się reagować spokojnie, ale czasem pomysły się kończą, a frustracja ściska gardło. Wtedy zaglądam na konto psycholożki Magdaleny Boćko-Mysiorskiej – już pierwsza zabawa pokazała mi, że można inaczej.

Do tej pory, gdy mój synek wpadał w wir złości, próbowałam wszystkiego – przytulenia, rozmowy, odwracania uwagi. Czasem działało, czasem nie. Bywały chwile, w których oboje byliśmy zmęczeni i bezradni.
Ja czułam, że tracę kontrolę, on – że nikt go nie rozumie. Wtedy natknęłam się na Magdę i jej pomysły na to, jak zaopiekować się emocjami dziecka, a nawet bezpiecznie je rozładować. Postanowiłam wypróbować jedną z jej zabaw – i to był strzał w dziesiątkę.
„Przesuń górę”: prosta zabawa na wielką złość
Zamiast tupania, krzyków i bicia w poduszki, siadamy razem na podłodze. Ja udaję ogromną, ciężką górę i nie drgnę ani o centymetr. Zadaniem mojego dziecka jest „przesunąć górę”. Może pchać mnie rękami, napierać barkiem, napinać mięśnie, a nawet zaryczeć jak lew – wszystko po to, by „pokonać” przeszkodę i poczuć własną moc.
Kiedy wreszcie uda się mnie ruszyć, pojawia się śmiech, poczucie siły i ulga. Potem zamieniamy się rolami: to maluch staje się górą, a ja próbuję ją „przepchnąć”. Ta zamiana ról jest ważna – dziecko doświadcza kontroli nad sytuacją i uczy się, że emocje można bezpiecznie wyrażać.
Takie „przepychanie się” to nie tylko zabawa. To rytuał, który daje dziecku bezpieczne ujście dla emocji, pozwala poczuć sprawczość, angażuje ciało i rozbraja sytuację. Zamiast eskalacji mamy śmiech i bliskość. Wzajemna interakcja, kontakt fizyczny i ruch sprawiają, że gniew nie kumuluje się w maluchu, a ja nie czuję się już bezradna i zła.
Oczywiście, gdy jesteście poza domem, trudno usiąść na środku sklepu i bawić się w górę. W takiej sytuacji spróbujcie wersji „na szybko” – wystarczy powiedzieć kilka sprawdzonych zdań.
Kilka minut, które zmieniają atmosferę
Po pierwszym razie zobaczyłam, że emocje mojego synka opadają szybciej, a ja przestaję stresować się jego wybuchami. To kolejny dowód, że kilka minut wystarczy, by dom znów wypełnił się spokojem. Bo przecież każdy rodzic wie, że złość dziecka potrafi działać jak zapalnik – nagle w nas samych wybucha frustracja. Człowiek przecież się stara, dba o dziecko, a ono buntuje się przez kolor kubeczka albo źle pokrojone jabłko.
A tu nagle sygnał, że można reagować inaczej – z empatią i uważnością, bez krzyku i napięcia. Pomysł z górą pochodzi od psycholożki Magdaleny Boćko-Mysiorskiej. Jej propozycje nie są trudne ani czasochłonne, a efekty potrafią zaskoczyć.
Jeśli, tak jak ja, szukacie sposobów, które pomogą Wam w codziennych wyzwaniach z dziećmi, zajrzyjcie na konto Magdy. Na pewno znajdziecie coś dla siebie.
Źródło: Instagram
Zobacz też: