Reklama

Było wcześnie rano. Wyszłam wyrzucić śmieci, jeszcze w piżamie i z rozczochranymi włosami. Na półpiętrze zobaczyłam dziewczynkę. Stała boso na zimnych płytkach, w różowej piżamce w króliczki. Miała mokre od łez policzki i roztrzęsione ramiona.

Reklama

– Malutka, co ty tu robisz? – zapytałam cicho, żeby jej nie wystraszyć.

Spojrzała na mnie swoimi wielkimi, zapuchniętymi oczami i wyszeptała: „Mama…”. I znowu: „Mama…”. Nic więcej nie umiała powiedzieć. Trzymała mocno swojego pluszowego misia, jakby to on miał ją ochronić przed całym światem.

Szukała mamy na klatce

Zabrałam ją do siebie do mieszkania. Dałam ciepły koc i wodę do picia. Zadzwoniłam na numer alarmowy, bo nie wiedziałam, z którego mieszkania dziewczynka wyszła. Bałam się, że może została porzucona. Na szczęście, zanim przyjechała policja, na klatce rozległ się głośny krzyk.

– Martynka! Martynka, gdzie jesteś?! – wołała roztrzęsiona kobieta.

Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam młodą mamę w sportowych leginsach i bluzie, trzymającą smycz z małym pieskiem. Kiedy tylko dziewczynka ją zobaczyła, wybiegła z koca i rzuciła się mamie w ramiona. Obydwie płakały.

„To miało być tylko 10 minut”

Mama dziewczynki nie mogła przestać przepraszać. Zaczęła opowiadać, co się stało.

– Wyszłam wyprowadzić psa. To miało być tylko 10 minut. Martynka zawsze śpi do ósmej, a ja wyszłam o siódmej. Byłam pewna, że nawet się nie obudzi. W pośpiechu zapomniałam przekręcić górny zamek. Ona nie powinna go dosięgnąć… Ale jakimś cudem otworzyła drzwi. Jak wróciłam i jej nie było, myślałam, że dostanę zawału.

Kobieta płakała, tuliła córeczkę i mówiła jej, jak bardzo ją kocha. Widziałam, że była w szoku i że nigdy w życiu nie chciała jej skrzywdzić. To był moment nieuwagi, roztargnienie, które mogło skończyć się tragedią.

Chwila, która mogła zmienić wszystko

Kiedy wróciłam do swojego mieszkania, długo nie mogłam się uspokoić. Myślałam o tej sytuacji. Ile razy same mówimy „to tylko chwila”? „Tylko wyrzucę śmieci”, „Tylko pójdę do piwnicy”, „Tylko wyprowadzę psa”. A wystarczy minuta, by dziecko się obudziło, przestraszyło i wyszło za nami, nie rozumiejąc, dokąd idzie.

Tym razem skończyło się dobrze. Dziewczynka znalazła się na klatce, a nie na ulicy. Nie wyszła poza blok, nie wpadła pod samochód. Ale ile takich historii ma tragiczny finał? Ile dzieci znika, bo rodzic zostawił je na moment same w domu, pewny, że „przecież śpią”?

Nie piszę tego, żeby oceniać tę mamę. Piszę, żeby każda z nas zapamiętała: dziecko nie myśli logicznie jak dorosły. Nie rozumie, że nie wolno wychodzić z mieszkania. Jeśli się obudzi i nie znajdzie mamy, będzie jej szukać. Niezależnie od tego, czy ma 3, 5 czy 7 lat.

Patrzę teraz na moją córeczkę, która śpi obok mnie, i myślę o tej małej dziewczynce w piżamce. O jej łzach, strachu i słowie „Mama…”, które powtarzała, stojąc sama na klatce. I wiem, że choćby nie wiem jak mi się spieszyło – nigdy nie zostawię swojego dziecka nawet na te 10 minut.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama