Reklama

List, który trafił do redakcji, napisała pani Daria, opiekunka w żłobku z ponad 15-letnim doświadczeniem. Jak przyznaje, jesień to dla niej najtrudniejszy okres roku. „Codziennie przyjmujemy dzieci z katarem, kaszlem, zaczerwienionymi policzkami. Rodzice często mówią: to tylko alergia, wczoraj jeszcze nic nie było. A my przecież widzimy, kiedy dziecko jest chore” − tłumaczy.

Reklama

„Dziecko w żłobku miało wyraźne objawy choroby”

Tego dnia rano pani Daria nie zauważyła, że coś jest nie w porządku. Dopiero później uważnie przyjrzała się dziecku. Rzut oka na jego twarz wystarczył, by złapać za telefon. „Chłopczyk wyglądał źle. Miał szkliste oczy, czerwone policzki i cieknący nos. Był apatyczny. Kiedy mama go zostawiała, wspomniała tylko, że ‘trochę się rozkleił rano’. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, że to nie jest zwykłe zmęczenie” − napisała w liście.

Opiekunka nie miała wątpliwości, co robić. „Zmierzyłyśmy temperaturę, a termometr pokazał ponad 38 stopni. Zadzwoniłam natychmiast i poprosiłam, żeby rodzice przyjechali jak najszybciej. Nie mogłam zostawić dziecka w grupie. To byłoby nie fair wobec innych maluchów” − opisuje.

„Musiałam zadzwonić po rodziców. Dziecko nie nadawało się do grupy”

Według niej to nie był odosobniony przypadek. „Rodzice często liczą, że dziecko jakoś przetrwa dzień, a oni zdążą do pracy. Problem w tym, że chore dziecko nie tylko źle się czuje, ale też zaraża kolejne. Potem w ciągu tygodnia połowa grupy ma katar, kaszel albo gorączkę. To błędne koło” − podkreśla.

Opiekunka dodaje, że nie jest jej łatwo wykonywać takie telefony. „Czasem rodzice reagują złością, czasem próbują negocjować. Słyszę: 'Proszę, niech dziś zostanie, babcia nie może przyjechać', albo 'w pracy mam ważne spotkanie'. Rozumiem trudne sytuacje rodzinne, ale zdrowie dzieci musi być priorytetem. Nie możemy udawać, że wszystko jest w porządku, gdy dziecko ma oczywiste objawy choroby” − pisze.

infekcja u dziecka
Opiekunka ze żłobka apeluje, by dzieci z objawami infekcji zostawiać w domu, fot. AdobeStock/Dusan Petkovic

„Nie jestem od diagnozowania, ale wiem, kiedy dziecko potrzebuje domu”

Na koniec swojego listu pani Daria porusza ważny temat odpowiedzialności. „My, opiekunki, nie jesteśmy lekarzami. Nie diagnozujemy. Ale znamy te dzieci, widzimy je codziennie. Wiemy, kiedy maluch jest tylko niewyspany, a kiedy naprawdę chory. Wtedy najlepsze, co można zrobić, to zabrać go do domu, otulić kocem, podać herbatkę i pozwolić odpocząć” − podkreśla.

Dodaje też, że choroby w żłobkach to nieunikniony element życia rodziców i opiekunów, ale można je ograniczyć rozsądnym postępowaniem. „Nie oczekuję cudów. Chciałabym tylko, żeby rodzice byli uczciwi wobec siebie i innych. Jeśli dziecko ma gorączkę i cieknący nos, to nie jest gotowe na żłobek. To czas na dom, a nie na grupę pełną innych maluchów” − kończy.

Jeśli macie podobne historie z placówek opiekuńczych, możecie napisać do nas na adres redakcji: redakcja@mamotoja.pl. Publikujemy wybrane listy czytelników.

Reklama

Zobacz też: 4 magiczne słowa ukoją gniew kilkulatka. Zamiast się złościć, dziecko zacznie ci ufać

Reklama
Reklama
Reklama