Reklama

Według Magdy wakacje na osiedlu powinny przebiegać spokojnie. Dzieci miały szaleć na placu zabaw, odwiedzać kolegów z klatki naprzeciwko. Miało być jak co roku – trochę głośniej, trochę bardziej chaotycznie, ale w granicach zdrowego rozsądku. Tymczasem już w pierwszym tygodniu lipca Magda poczuła, że jej cierpliwość się wyczerpuje.

Reklama

„Nie mam nic przeciwko dzieciom, sama mam dwójkę” – tłumaczy w mailu do redakcji. „Wiem, że wakacje to dla nich wolność: nie ma ograniczeń, nie ma obowiązków. Zamiast tego są koledzy i podwórko. Ale kiedy o szóstej rano budzi cię pisk, to coś tu jest bardzo nie tak”. To wszystko zaczęło się kilka dni po zakończeniu roku szkolnego.

Sąsiedzi puszczali dzieci na dwór bladym świtem. „Czasem o 7:30, czasem jeszcze wcześniej”

Pogoda dopisała, więc maluchy ruszyły na podbój osiedla. Problem w tym, że ich dzień zaczynał się, zanim większość mieszkańców zdążyła przekręcić się na drugi bok. „Budziły nas wrzaski, hulajnogi i gonitwy, a do tego ciągłe ‘MAMOOOO!’ tuż pod naszymi oknami” – wspomina Magda. „Czasem o 7:30, czasem jeszcze wcześniej. Myślałam: dobra, dzieci, lato, jakoś to przetrwam. Ale kiedy pewnego ranka przez wrzask otworzyłam oczy o 5:58, powiedziałam ‘koniec’”.

Zamiast szukać winnych czy wdawać się w sąsiedzkie awantury, postanowiła działać z wyczuciem. Weszła na forum wspólnoty mieszkaniowej i napisała krótki, grzeczny apel:

„Rozumiem, że są wakacje i dzieci mają prawo się bawić, ale może nie o szóstej rano? Może chociaż od ósmej, kiedy większość ludzi już nie śpi i nie próbuje ratować ostatnich chwil snu?”.

Reakcja? Zaskakująca – nie pojawił się ani jeden komentarz.

Sąsiedzi zaskoczyli Magdę. „Myślałam, że wszyscy udają”

„Cisza. Totalna. Nie na podwórku, tylko na forum” – żartuje Magda. „Ani ‘masz rację’, ani ‘przesadzasz’, ani lajka. Myślałam, że wszyscy udają, że nie widzą. A potem nastąpił poranek: cisza jak makiem zasiał. O szóstej nie było ani hulajnogi, ani dzikich wrzasków”. Magda nie wie, czy rodzice przeczytali wiadomość i porozmawiali z dziećmi, czy może sąsiedzi potajemnie wsparli jej apel.

Ważne, że efekt był natychmiastowy i trwały. „Nie chodzi o to, żeby dzieci zniknęły z podwórka. Broń Boże! Chodzi o szacunek dla innych – o to, by dzieci nie zaczynały dnia, kiedy inni jeszcze próbują spać”.

Popołudniami osiedle tętni życiem – rolki, rowery, gra w piłkę, śmiech. Magda sama docenia takie możliwości i chętnie wychodzi z dziećmi na podwórko. Jak pisze: trzeba pilnować granic i szanować sąsiadów. Czasem wystarczy jeden głos, jedna wiadomość, by coś się zmieniło. Bez awantur, bez afer. „Spokojnie, ale skutecznie” – podsumowuje Magda.


A wy co myślicie – czy ważniejsze jest zwracanie uwagi na komfort sąsiadów, czy wystarczy pilnować ciszy nocnej i po 6 rano można już wiercić, remontować i hałasować na dworze? Swoje historie sąsiedzkie możecie wysyłać na nasz adres: redakcja@mamotoja.pl.

Reklama

Zobacz też: Wakacje w Grecji miały być jak sen, a czułam się jak w reality show. Nigdy nie zapomnę tej kolacji

Reklama
Reklama
Reklama