800 plus nie starcza nawet na angielski. Gdyby nie moi rodzice, syn byłby stratny
Coraz więcej rodzin mówi głośno o tym, że świadczenia, które miały wyrównywać szanse, dziś nie wystarczają nawet na podstawowe potrzeby. „Bez pomocy moich rodziców musiałabym zrezygnować z korepetycji syna” – opowiada nam Marta, mama z Warszawy.

Marta i Paweł zarabiają razem prawie 9 tysięcy złotych netto. „To nie są złe pieniądze” – mówią. A jednak po opłaceniu kredytu i rachunków niewiele zostaje na zajęcia dodatkowe dla syna. Ich historia to nie wyjątek, lecz codzienność tysięcy polskich rodzin, które muszą wybierać między własnymi potrzebami a edukacją dzieci.
Dziadkowie ratują budżet
Marta pracuje w administracji, Paweł w firmie logistycznej. Mają jedno dziecko – Antosia. „Zajęcia dodatkowe, logopeda, najlepsi specjaliści… W tym miesiącu robiliśmy diagnozę SI. Chodzimy do logopedy, odkąd Antoś skończył pięć lat. A gdy poszedł do szkoły, koledzy zaczęli chodzić na angielski, judo i basen” – wylicza kobieta.
„Nie mogę mu tego odmówić. Nawet jeśli oboje pracujemy, nie stać nas na wszystko. Angielski 300 zł miesięcznie, basen 150, do tego logopeda i terapia SI. Bez wsparcia dziadków musielibyśmy z czegoś zrezygnować” – dodaje Marta.
Mama kobiety co miesiąc dorzuca 300 zł do lekcji angielskiego dla wnuka. „Języki otwierają drzwi – tak powtarzali mi moi rodzice i ja też chcę to przekazać synowi” – mówi. „To dla nas ogromna pomoc, ale czasem mam wyrzuty sumienia, że nie potrafimy wszystkiego udźwignąć sami” – przyznaje zawstydzona.
Skala problemu w liczbach
Niektórzy mogliby zarzucić Marcie roszczeniowość, ale problem nie jest wyssany z palca. Według badania „DA SIĘ! Polacy w akcji” Smartney Grupa Oney, cytowanego przez PAP, aż 90 proc. rodziców ogranicza własne potrzeby, by sfinansować edukację dzieci.
Wypoczynek, urlop, hobby, a czasem nawet jedzenie czy lekarz – to wydatki, z których Polacy najczęściej rezygnują, by opłacić zajęcia sportowe, językowe czy korepetycje. Blisko 80 proc. przyznaje, że dziury w budżecie ograniczają ich plany życiowe, a koszty zajęć pozaszkolnych nierzadko sięgają 1000 zł miesięcznie.
„Chcemy dać mu szanse na naukę”
„Widzimy, że koledzy syna jeżdżą na obozy językowe, mają indywidualnych korepetytorów. My możemy mu zaoferować angielski raz w tygodniu. Boimy się, żeby nie czuł się gorszy” – mówi mama Antka.
Rodzice chłopca co miesiąc układają domowy budżet jak pogubione puzzle. „Trzeba to jakoś poskładać, nawet gdy brakuje kawałków. Chcemy tylko, żeby nasz syn mógł się uczyć jak inne” – podkreślają.
800 plus. Czas na zmiany?
W tym kontekście coraz częściej powraca temat waloryzacji 800 plus. Rodzice apelują, by świadczenia rosły wraz z kosztami życia, bo te nieustannie idą w górę, a wartość świadczenia realnie spada.
A wy jak radzicie sobie z kosztami zajęć dodatkowych? Czy to już czas na 1000 plus? Piszcie do mnie: maria.kaczynska-zandarowska@burdamedia.pl
Zobacz też: