Bezczelna prośba obcej matki do mojego dziecka w samolocie. Dałam jej nauczkę i nie żałuję
Matka siedmioletniego chłopca opisała nam sytuację, jaka spotkała ją na pokładzie samolotu lecącego do Hiszpanii. Zamiast spokojnej podróży i radości z nadchodzących wakacji − niespodziewana interwencja innej pasażerki i zupełnie absurdalna prośba. Wszystko przez... tablet.

W redakcyjnej skrzynce co jakiś czas lądują wiadomości, które sprawiają, że przecieramy oczy ze zdziwienia. Oto jedna z nich.
Bajka i obca kobieta
„Mój syn miał na sobie słuchawki i oglądał bajkę na tablecie. Zna zasady − nie biega, nie rozmawia głośno, nie zaczepia innych. A mimo to podeszła do nas kobieta i zapytała, czy mogłabym schować tablet, bo... jej córce jest przykro. Podobno dziewczynka ma zakaz używania urządzeń elektronicznych w trakcie całych wakacji i źle się czuje, gdy inne dzieci mogą oglądać bajki, a ona nie”.
Matka nie kryła zaskoczenia. Zapytała, czy dobrze słyszy − i czy naprawdę ma zabronić swojemu dziecku rozrywki tylko dlatego, że komuś innemu jest przykro. Jej odpowiedź była krótka i jednoznaczna: „Nie, nie schowam tabletu”.
„Zasady tej pani nie obowiązują mojego syna”
Autorka listu nie ukrywa, że celowo pozwoliła synowi kontynuować oglądanie bajki. Choć mogła pójść na kompromis, postanowiła wysłać wyraźny komunikat − nie każdemu musi odpowiadać to, co wybierają inni rodzice dla swoich dzieci.
„Niech każdy wychowuje swoje dziecko tak, jak uważa. Jeśli ktoś chce zakazać córce korzystania z telefonu, to jego sprawa. Ale niech nie oczekuje, że cały świat dostosuje się do jego decyzji” − napisała.
I trudno się z tym nie zgodzić. Nikt nie powinien narzucać obcym rodzicom, jak mają organizować czas swojemu dziecku − szczególnie jeśli maluch nie przeszkadza innym.
Kiedy dobre zasady stają się absurdalne
W świecie pełnym rodzicielskich porad, trendów na „cyfrowy detoks” i presji, żeby wychować dziecko idealnie, łatwo zapomnieć o zwykłym zdrowym rozsądku. To, że jedna rodzina postanowiła spędzić wakacje bez ekranów, nie oznacza, że inne mają się do tego dostosować.
Matka z listu nie miała problemu z tym, że ktoś chce wychować dziecko po swojemu. Problem pojawił się wtedy, gdy ta sama osoba zaczęła oczekiwać, że inni zrobią to samo.
„Gdyby chłopiec grał bez słuchawek, krzyczał, był uciążliwy − zareagowałabym inaczej. Ale on po prostu siedział spokojnie, zajął się sobą. A że inne dziecko poczuło się przez to pokrzywdzone? Cóż… to już nie jest mój problem” − podsumowała.
Redakcja pyta: kto tu przesadził?
Czy matka zrobiła słusznie, nie idąc na rękę obcej kobiecie i jej dziecku? Czy może zabrakło odrobiny empatii i kompromisu? A może to druga strona wysunęła nierealistyczne oczekiwania wobec całego otoczenia?
Zachęcamy was do dyskusji − możecie opisać własną historię lub odpowiedzieć naszej czytelniczce na ten list. Piszcie na adres: redakcja@mamotoja.pl.