Reklama

„Poproszę o zdrowsze śniadania” – i nagle zrobiło mi się gorąco

Piszę do was, bo nie mogę pogodzić się z tym, co przeczytałam w Librusie. Wychowawczyni mojej córki pozwoliła sobie wysłać do mnie wiadomość, w której napisała: „Poproszę o zdrowsze śniadania”. To nie był żaden miły komentarz ani sugestia, tylko suchy komunikat, który zabrzmiał jak rozkaz. Poczułam się oceniona, zlekceważona i – nie boję się tego słowa – zwyczajnie obrażona.

Reklama

Tego dnia dałam córce naleśniki z serem, które sama zrobiłam wieczorem, a do tego małą paczuszkę rodzynek w czekoladzie i batonika. Zdarza mi się dorzucić chrupki, czasem nawet chipsy, bo – umówmy się – nie żyjemy w idealnym świecie, gdzie każda mama codziennie piecze orkiszowe muffiny i łososia na parze. Staram się, jak mogę, ale nie dam sobie wmówić, że jestem złą matką tylko dlatego, że moje dziecko czasem zje coś słodkiego.

Nikt nie będzie decydował, czym karmię swoje dziecko

To, co mnie najbardziej uderzyło, to ton tej wiadomości. Nauczycielka nie napisała do mnie z troską ani z chęcią rozmowy, tylko rzuciła pretensję. A przecież to ja znam swoją córkę najlepiej. To ja wiem, co lubi, co je, a czego nie tknie. Nie potrzebuję, żeby ktoś obcy wtrącał się w to, co pakuję do śniadaniówki.

Nie należę do rodziców, którzy dają dziecku codziennie same chipsy i colę. Gotuję, piekę, szykuję obiady i kolacje. Wiem, że czasem daję słodką przekąskę, ale robię to świadomie i z umiarem. Dlaczego mam się tłumaczyć przed wychowawczynią? Dlaczego ktoś ma mi narzucać standardy, które wcale nie muszą pasować do mojej rodziny?

Czuję, że granica została przekroczona. To nie jest rola szkoły, żeby ingerować w moje decyzje dotyczące jedzenia mojej córki. Mogą edukować, mogą organizować warsztaty o zdrowym odżywianiu, ale nie będą mnie rozliczać z tego, co wkładam do pudełka na drugie śniadanie.

Matka to nie automat do produkcji „idealnych” śniadań

Każda mama wie, że życie to nie Instagram. Czasem człowiek wraca późno z pracy, czasem padnie ze zmęczenia i nie ma siły wymyślać fit-przekąsek. I co wtedy? Mamy czuć się winne, bo zamiast sałatki z komosą ryżową spakowałyśmy dziecku bułkę z serem albo ciastko?

Nie jestem idealna, ale staram się. Każdego dnia. I nie pozwolę, żeby ktoś sprowadził mnie do roli „tej złej”, bo córka dostała batonika. Naprawdę uważam, że szkoła powinna wspierać rodziców, a nie krytykować ich za najmniejsze odstępstwo od „zdrowej diety”.


Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl

Reklama

Zobacz też: Podsłuchałam w szatni, co krzyczała 10-latka do matki. To pokolenie nie przetrwa

Reklama
Reklama
Reklama