Córka zadzwoniła z kolonii zapłakana. Wychowawczyni powiem tylko jedno: „Dziękuję”
„Zadzwoniła do mnie cała we łzach. Serce mi stanęło” – pisze pani Monika o swojej 9-letniej córce. To surowe zasady wychowawców doprowadziły Antosię do płaczu. Dziś pani Monika dziękuje wychowawcom.

Antosia po raz pierwszy wyjechała bez rodziców. „Pomyślałam, że kolonie nauczą ją życia. Zawsze była trochę wrażliwa, ale też bardzo ciekawa świata. Chciałam, żeby nauczyła się radzić sobie sama” – pisze pani Monika w liście do naszej redakcji.
Wspólnie z córką zdecydowały się na wyjazd organizowany przez doświadczoną firmę. Początkowo wszystko przebiegało bez zarzutu. Problemy pojawiły się dopiero wtedy, gdy dziewczynka poznała wszystkie obowiązujące zasady.
Dziewczynka zadzwoniła wieczorem, drugiego dnia wyjazdu. „Odebrałam i usłyszałam tylko płacz. Antosia zadzwoniła do mnie cała we łzach. Serce mi stanęło” – wspomina pani Monika. Przez moment naprawdę się przestraszyła. „Pomyślałam, że może coś się stało, może ją ktoś skrzywdził. Ale nie. Po prostu miała tylko trzy minuty na rozmowę. A to dla niej był dramat. Potem też nie mogła korzystać z telefonu. Komórki musiały zostać u wychowawców” – opisuje mama 9-latki.
„Nie mogła grać”. To był szok dla 9-latki
Antosia przez dwa tygodnie nie mogła grać, pisać z koleżankami na WhatsAppie ani dzwonić do mamy przed snem. Dla dziecka, przyzwyczajonego do niemal stałego kontaktu z rodzicami, czas rozmowy ograniczony do trzech minut był jak kara.
„W domu opowiadała, co było w szkole, co jadła, co ją rozśmieszyło. A teraz? Trzy minuty, kolejka dzieci, a potem telefon wracał do wychowawcy” – pisze pani Monika. Na początku, tak jak córka, poczuła złość na organizatorów. Dopiero krótka wiadomość od opiekunki przywróciła jej spokój.
„Pani Moniko, proszę się nie martwić. To ważne, żeby dzieci nie myślały o komórkach. Muszą być tu, nie tam. Wtedy jest najlepsza zabawa. Dziękujemy za zrozumienie” – napisała wychowawczyni.
Pani Monika przyznaje, że ta wiadomość była dla niej jak kubeł zimnej wody. „Zrozumiałam, że moje dziecko przeżywa coś naprawdę ważnego. Że musi się nauczyć, że nie wszystko w życiu będzie dostępne od razu. I że to nie wychowawcy są źli, tylko my zapominamy, po co naprawdę wysyłamy dzieci na kolonie” – dodaje.
Z każdym kolejnym dniem telefonów było mniej. „Antosia przestała dzwonić codziennie. A jak już dzwoniła, to słyszałam przez telefon, że jest uśmiechnięta” – pisze Monika. Teraz uważa, że zabieranie telefonów było jednym z najlepszych elementów kolonii. „Nie chcę córki, która nie potrafi schować komórki do szafki” – wyznaje.
Dziękuję, że zabraliście jej telefon
Pani Monika podkreśla, że nie ma żalu do opiekunów. Wręcz przeciwnie. „Jestem im wdzięczna. Za zasady, za granice, za to, że pokazali dzieciom inny świat, ten bez ekranów. Wiem, że dla Antosi to był szok. Ale potrzebny” – wyznaje pani Monika.
„Bardziej obecna, skupiona. Dużo rozmawiamy, ale już nie wypisuje i nie wydzwania do mnie przez cały dzień. W weekend idziemy z jej koleżankami do aquaparku. Jeszcze w czerwcu nie mogłam oderwać ich od Robloxa” – wyznaje szczęśliwa mama.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl