Czy bezdzietni naprawdę rozumieją zmęczenie? „Nie masz dzieci, więc nie wiesz, jak to jest”
Ostatnio przeczytałam zdanie: „Znormalizujmy to, że ludzie bez dzieci również są zmęczeni. Jeśli powiem ci, że jestem zmęczona, nie mów: gdybyś miała dzieci, to dopiero by było”. I wiesz co? Jako mama dwójki dzieci – szanuję twoje zdanie, ale nie masz racji. Bo zmęczenie rodzica to zupełnie inny wymiar.

Nie chodzi o to, że ktoś bez dzieci nie ma prawa być zmęczony. Oczywiście, że ma. Każdy człowiek może mieć trudny dzień, stresującą pracę, bezsenne noce. Ale zmęczenie rodzica to nie tylko brak snu. To codzienna odpowiedzialność, która nie znika, nawet gdy zamkniesz oczy. To świadomość, że ktoś całkowicie od ciebie zależy. Że jeśli się potkniesz, jeśli zabraknie ci sił – nie możesz po prostu się wyłączyć, odpuścić, „zresetować się” weekendem.
Zmęczenie rodzica to walka z czasem, z własnymi emocjami, z poczuciem winy, że znów zabrakło cierpliwości. To wstawanie o piątej, żeby jeszcze coś ugotować, wyprać, wyszykować dzieci do szkoły i przedszkola – a potem pracować przez osiem godzin, jakbyś nie miała za sobą poranka pełnego chaosu.
To nie wyścig na to, kto ma gorzej
Nie chodzi o to, żeby się licytować. Nie chcę odbierać nikomu prawa do zmęczenia. Ale między nami jest różnica, której nie da się zrozumieć, dopóki się jej nie przeżyje.
Bo kiedy jesteś bez dzieci, możesz po pracy zamknąć drzwi i być tylko dla siebie. Możesz włączyć serial, położyć się z książką, wyjść na spacer. Możesz pobyć w ciszy, bez pytania co pięć minut „mamo, jestem głod

ny”.
Rodzic nie ma tego luksusu. Bo nawet jeśli dziecko śpi – czuwasz. Nawet jeśli wyjedziesz na weekend – myślisz. Nawet gdy się śmiejesz – czujesz, że część ciebie zawsze zostaje w gotowości. To zmęczenie nie znika po prysznicu ani po drzemce. Ono się kumuluje, jest częścią rodzicielstwa, które daje szczęście, ale i potrafi wyssać z człowieka wszystko.
Nie szukam współczucia. Szukam zrozumienia
Nie piszę tego, żeby ktoś mi współczuł. Piszę, bo czasem mam wrażenie, że świat zapomina, jak bardzo wymagające jest bycie rodzicem.
To nie tylko miłość i zapach dziecięcych włosków. To odpowiedzialność 24/7, nieustanna troska, emocjonalna huśtawka. To zmęczenie fizyczne, psychiczne i emocjonalne w jednym.
Więc kiedy ktoś mówi mi: „też jestem zmęczony”, uśmiecham się. Bo wiem, że to prawda. Ale też wiem, że są różne rodzaje zmęczenia. I to, które przychodzi z rodzicielstwem, jest czymś, czego nie da się opisać słowami.
To zmęczenie, które pachnie mlekiem, klockami Lego i dziecięcym śmiechem. Zmęczenie, które boli, ale które jednocześnie wypełnia życie sensem.
Bo choć czasem mam dość, to nie zamieniłabym tego na żadne spokojne, bezdzietne popołudnie.
Zobacz także: Rodzice je puszczają i myślą, że mają spokój. Oto 5 bajek, których dzieci nie powinny oglądać