Reklama

Zdarzyło się to w zwykłym sklepie osiedlowym. Mała kolejka, czwartkowe popołudnie. Mama z kilkuletnią córką wkłada do koszyka kilka rzeczy na kolację. Nic nie zapowiada dramatu, który – choć krótki – wywołał falę emocji. I ważną refleksję.

Reklama

Starszy pan, wyglądający na sympatycznego sąsiada, stojąc tuż obok dziewczynki, sięga do kieszeni i… podaje jej lizaka. „Dla ciebie, śliczna” – mówi z uśmiechem. I tu następuje coś, co wiele osób uznałoby za „przesadzoną” reakcję matki. Kobieta natychmiast zabiera dziecko za rękę i mówi głośno: „Nie! Nie wolno dawać obcym dzieciom jedzenia! Co pan wyprawia?!”.

Zrobiło się cicho. Pan wyglądał na zaskoczonego. „To tylko lizak”, rzucił jeszcze, a ekspedientka niepewnie spuściła wzrok.

Ale to wcale nie był „tylko lizak”. To był test granic.

Czy naprawdę wciąż musimy o tym mówić?

W czasach, gdy edukacja o ochronie dzieci i ich granicach staje się coraz powszechniejsza, wciąż zdarzają się sytuacje, które pokazują, że świadomość społeczna w tym zakresie kuleje. Dorośli – nawet z dobrymi intencjami – wciąż traktują dzieci jak istoty, którym można coś „wręczyć”, „pogłaskać” czy „zażartować z nimi”, bez pytania ich o zgodę. I bez pytania rodziców.

Dawanie dziecku czegokolwiek – jedzenia, prezentu, nawet zwykłego cukierka – bez wcześniejszego uzgodnienia tego z opiekunem, to przekroczenie granicy. Nawet jeśli robimy to z życzliwością, z chęcią sprawienia przyjemności.

Dziecko, które przyjmuje „niewinną” rzecz od obcego, nie zawsze potrafi odróżnić dobre intencje od niebezpiecznych sytuacji. I tu nie chodzi o panikę, ale o wyznaczenie jasnych zasad – dla bezpieczeństwa i spokoju wszystkich stron.

Zobacz także: Psy biegają luzem, a moje dziecko stoi jak wryte. „Złośliwa małpa” – usłyszałam od pana z yorkiem

To nie uprzedzenie, to zasada bezpieczeństwa

Nie chodzi o to, by demonizować starszych ludzi rozdających cukierki. Ale też nie chodzi o to, by przymykać oko na coś, co nie powinno mieć miejsca. Rodzice są odpowiedzialni za zdrowie, bezpieczeństwo i emocjonalny rozwój dziecka. I mają prawo (a nawet obowiązek) reagować, kiedy ktoś ten spokój narusza – nawet jeśli to „tylko” lizak, „tylko” dotknięcie ramienia albo „tylko” żart.

Bo każde „tylko” może w oczach dziecka stać się normą. Może być pierwszym krokiem do tego, że gdy ktoś da mu coś „dziwnego”, dziecko nie powie nic. Bo przecież już raz mu dano coś i mama nie reagowała. Bo ktoś dorosły powiedział, że tak wolno.

Nauczmy dzieci mówić „nie” – ale dajmy im w tym nasze wsparcie

Jeśli chcemy wychować dzieci, które potrafią zadbać o siebie i stawiać granice, nie możemy im tych granic zaburzać od najmłodszych lat. Mówienie „nie przyjmuj nic od obcych” przestaje mieć sens, jeśli dorośli – w obecności rodziców – sami te zasady łamią.

Najlepsze, co możemy zrobić, to reagować. Nawet jeśli reakcja zostanie uznana za przesadną. Dziecko widzi, że rodzic chroni, że mówi głośno i wyraźnie: „Masz prawo nie brać nic od kogoś, kogo nie znasz. To ja decyduję, co jest dla ciebie bezpieczne. A jeśli ktoś robi coś bez mojej zgody – to nie jest w porządku”.

Czytaj także: 7 nawyków osób silnych psychicznie. Stosuję je, by wychować asertywne dziecko

Scena w sklepie to nie incydent. To codzienność

Pod podobnymi historiami w sieci mnożą się komentarze. Matki i ojcowie opisują niemal identyczne sytuacje: lizaki, ciasteczka, zabawki z automatów, „pocałunki w czółko” od przypadkowych starszych pań. To nie wyjątek – to realność.

Dlatego tak ważne jest, by mówić o tym głośno. By nie bagatelizować. By nie zasłaniać się „to tylko…”.

Reklama

Bo to nigdy nie jest tylko cukierek. To zawsze jest test granic. I pytanie: kto w tej sytuacji dba o dziecko – a kto o swój komfort dorosłego?

Reklama
Reklama
Reklama