Dziadkowie mieli pomagać przy wnuczku. „Kolejny raz wystawili nas do wiatru”
Ola napisała do naszej redakcji, bo od miesięcy mierzy się z trudną sytuacją rodzinną: nie może liczyć na wsparcie teściów. Gdy potrzebowała pomocy przy opiece nad synkiem, kolejny raz poczuła się opuszczona – została sama z krótką wiadomością od teściowej.

Myślałam, że wreszcie odpocznę
Dziadkowie obiecali, że przez kilka godzin zajmą się naszym malcem. Wyobrażałam sobie ciepłą kawę, ogarnięte mieszkanie i może nawet kilka stron książki. A przede wszystkim – byłam pewna, że dziecko będzie pod dobrą opieką.
I znów się zawiodłam. W ostatniej chwili wpada wiadomość od teściowej: „Nie damy rady, dziadek ma wizytę”.
Cały plan idzie w piach. Patrzę na synka – te oczka pełne zaufania i ciekawości – i czuję, że nie mogę mu dać kontaktu z rodziną, bo słowo dziadków znów okazało się puste.
Została tylko jedna strona rodziny
Nie mam już własnych rodziców. Mam tylko teściów. Może dlatego tak bardzo liczyłam na ich wsparcie. Chciałam wierzyć, że będziemy mogli na nich polegać, że będą obecni przy naszym dziecku. Tym bardziej boli, kiedy kolejny raz w ostatniej chwili odwołują swoją pomoc.
Na początku starałam się tłumaczyć: „Może są zmęczeni, może coś im wypadło”. Ale kiedy sytuacja powtarza się po raz kolejny, trudno już znaleźć wytłumaczenie. Zostaje frustracja, złość, a czasem smutek – że nie możemy liczyć na tych, którzy mieli być blisko.
Bo nie chodzi tylko o pomoc przy dziecku. Chodzi o poczucie bezpieczeństwa. O to, że możemy odetchnąć w każdej chwili, a ktoś będzie nas wspierał. A kiedy zawodzi – boli. I to mocno.
Najważniejsze jest dziecko
Nie planujemy już wszystkiego z myślą, że dziadkowie będą mogli pomóc. Szukamy własnych rozwiązań, nawet jeśli oznacza to rezygnację z tego, co dla nas było ważne.
I mimo rozczarowań staramy się nie zamykać. Rozmawiamy, tłumaczymy, budujemy relacje, które mają sens. Na pewno nie będę się obrażać ani odcinać ich od wnuka. Po prostu będę mieć nadzieję, że dobrze robię.
Kilka słów od redaktorki
Wiem, że ktoś może powiedzieć: „Ola wymyśla”. Tylko że my jesteśmy inni i ja naprawdę rozumiem jej rozczarowanie. Nasze pokolenie dorastało w babcinym domu – to babcie nas odbierały, niańczyły, gotowały. Wcześniej przechodziły na emeryturę i zajmowały się domem. Dziś wygląda to zupełnie inaczej.
Moja mama wspiera jeszcze swoich rodziców, a kiedy może – leci na pilates, wieczorem odpala Netflixa, rano znów do pracy. I kiedy naprawdę potrzebuję pomocy, zawsze mogę na nią liczyć. Ale musimy pogodzić się z tym, że to nie jest już pokolenie dziadków, którzy całymi dniami siedzą w piaskownicy, odrabiają lekcje i smażą kotlety.
Te czasy minęły i każdy z nas musi przeżyć swój żal. Ja już swój przeżyłam i dziś patrzę na to spokojniej.
Zobacz też: Synowa bez mrugnięcia kupiła Labubu za 500 zł. A na judo dla Antosi jej zabrakło