Ile trzeba mieć, żeby być bogatą i szczęśliwą? Olga Kozierowska odpowiada
Możesz mieć wszystko. A jednak wciąż czuć, że to nie to. W rozmowie „Mamy to!” Olga Kozierowska mówi wprost, dlaczego pieniądze same w sobie nie dają szczęścia i gdzie naprawdę zaczyna się poczucie bogactwa.
Często mówimy: "Chcę być bogata". Rzadziej potrafimy odpowiedzieć na pytanie: "Co to właściwie dla mnie znaczy?".
W najnowszym odcinku „Mamy to!” rozmawiam z Olgą Kozierowską o pieniądzach — ale nie w prostym, tabelkowym sensie. To nie jest rozmowa o konkretnych kwotach ani o tym, ile „wypada” zarabiać. To rozmowa o definicji bogactwa, która u każdej i każdego z nas wygląda inaczej. I o tym, że bez jej nazwania nawet największy sukces może zostawić w środku pustkę.
Olga zwraca uwagę na coś, o czym rzadko myślimy: że pieniądze mają nam przynosić spokój, a nie kolejny lęk. Że jest taki moment, w którym „więcej” przestaje oznaczać bezpieczeństwo, a zaczyna rodzić stres, napięcie i strach przed utratą. I że paradoksalnie — nie umiemy mówić o tym głośno, bo wciąż funkcjonujemy w narracji, że pieniędzy nigdy nie może być za dużo.
W rozmowie pojawia się też wątek „old money” i „new money” — różnicy między dorastaniem w świecie dużych pieniędzy a nagłym wejściem w niego bez narzędzi i przygotowania. Olga pokazuje, dlaczego wygrana w totolotka wcale nie musi oznaczać szczęścia i czemu statystyki brutalnie obnażają mit „jak będę bogata, wszystko się ułoży”. Ale to tylko punkt wyjścia. Bo bardzo szybko ta rozmowa skręca w coś znacznie głębszego: w temat zmieniających się wartości, zwłaszcza w życiu kobiet. Macierzyństwo, rodzina, bezpieczeństwo — one często naturalnie wysuwają się na pierwszy plan. A potem, po miesiącach albo latach, odzywa się coś jeszcze: ambicja, rozwój, potrzeba wolności, realizacji siebie.
I tu pojawia się konflikt. Poczucie winy. Rozdarcie między tym, co „powinnam”, a tym, co naprawdę woła z drugiej strony.
Olga mówi wprost: to normalne. I nie oznacza, że dziecko przestaje być ważne. Oznacza tylko, że hierarchia wartości się zmienia, a my mamy prawo to zauważyć — bez wstydu i bez karania się za własne potrzeby.
To rozmowa o tym, jak bardzo patriarchalne przekonania wciąż każą kobietom znikać po urodzeniu dzieci. O tym, jak wiele z nas żyje w permanentnym rozkroku — bo jedna część chce być „tam”, przy dzieciach, a druga macha i przypomina: jestem twoim marzeniem, twoją wolnością, twoim rozwojem.
I o tym, że prawdziwe poczucie spełnienia zaczyna się wtedy, gdy przestajemy się z tym rozrywać, a zaczynamy świadomie wybierać — wiedząc, że wybór jednego kierunku nie oznacza porzucenia drugiego.