Reklama

Autor tego kontrowersyjnego wpisu stwierdził wprost: „Szczerze? Jeśli nie stać cię, żeby w niedzielę zabrać rodzinę na śniadanie do dobrej restauracji za 300-400 zł, to może nie powinieneś mieć dzieci? Robienie jajecznicy w domu w weekend to dla mnie symbol porażki życiowej i braku ambicji. Dzieciom trzeba pokazywać świat, a nie patelnię. Sorry, taka prawda”.

To słowa, po których człowiek niby przewraca oczami, a jednak na chwilę zatrzymuje się z myślą: serio ktoś tak widzi rodzicielstwo? I wtedy wchodzą komentarze, które w internetowym chaosie potrafią być jak zimna woda na rozgrzaną głowę.

Ktoś napisał: „Mój tata prawie w każdą niedzielę robi dla mamy jajecznicę na śniadanie i uważam to za piękną tradycję, a nie to, ile kasy wydają na zakupy czy na restaurację”. Ktoś inny dorzucił: „A jaki świat im pokazujesz, zabierając ich ma śniadanie do knajpy? Świat knajp i restauracji? To ja wolę leniwe, rodzinne śniadanie, niż pokazówkę dla publiki”. I przyznam szczerze, że bliżej mi do tych głosów.

Domowe śniadanie a poczucie wartości rodzica

Wpis z Threads dotyka czułego miejsca, bo wprost łączy pieniądze z tym, kto „zasługuje” na bycie rodzicem. W praktyce to prosta recepta na wstyd: nie masz na restaurację, więc jesteś gorszy. Tylko że życie rodzinne nie działa jak menu degustacyjne. Rodzicielstwo nie jest nagrodą za stan konta, a dzieci nie rozwijają się wyłącznie wtedy, gdy jedzą w pięknych wnętrzach z modnym talerzem podstawionym pod nos.

Znam rodziny, które raz w miesiącu celebrują śniadanie na mieście i robią to z radością. Znam też takie, które nie pamiętają, kiedy ostatnio były w restauracji, a ich dzieci wyrastają na ciekawych świata, empatycznych ludzi. Różnica nie tkwi w rachunku za omlet, tylko w tym, co dzieje się przy stole. W rozmowie. W poczuciu bezpieczeństwa. W tym, że ktoś ma czas usiąść obok, posłuchać, pośmiać się, czasem pomilczeć.

Jeśli słyszycie w głowie ton autora wpisu i zaczynacie się zastanawiać, czy wasze życie „wygląda dość dobrze”, zatrzymajcie się. Taka narracja to nie troska o dzieci, tylko ranking dorosłych.

Cały wpis z komentarzami przeczytasz tutaj.

„Pokazywać świat” można też z kuchni

Najbardziej zastanowiło mnie zdanie: „Dzieciom trzeba pokazywać świat, a nie patelnię”. Bo ono brzmi efektownie, ale w środku jest puste. Świat to nie tylko lokale i rachunki. Świat to emocje, relacje, tradycje, ciekawość, bliskość. Świat pokazujecie dziecku wtedy, kiedy razem coś robicie, nawet jeśli to jest zwykła jajecznica z pomidorami.

Patelnia bywa pierwszą lekcją samodzielności. Wspólne krojenie szczypiorku potrafi nauczyć więcej niż najlepsza restauracja, bo to doświadczenie współtworzone, a nie kupione. W domu dziecko widzi, że jedzenie nie bierze się znikąd, że można próbować, poprawiać, śmiać się z przypalonego kawałka. Widzi też, że niedziela nie musi być pokazem sukcesu, tylko spokojnym miejscem do bycia razem.

Jeśli chcecie „pokazywać świat”, róbcie to na tysiąc sposobów: przez rozmowy, książki, wyjścia do lasu, muzeum, na rower, do babci, na plac zabaw. Przez słuchanie dziecka. Przez ciekawość tego, co ma w głowie. Restauracja bywa cudownym dodatkiem, ale nie jest miarą ambicji.

rodzinny czas
Świat to emocje, relacje, tradycje, ciekawość, bliskość, fot. AdobeStock/qunica.com

Jak budować rodzinne tradycje bez presji na perfekcję

Po tej burzy w komentarzach mam jedną myśl, którą chcę zostawić jak prostą wskazówkę. Dzieci nie potrzebują rodziców, którzy co weekend „udowadniają”, że stać ich na życie. Potrzebują dorosłych, którzy tworzą stałe punkty dnia, małe rytuały, do których chce się wracać.

Co możecie zrobić w praktyce:

  • Wymyślcie własny rytuał weekendowy. To może być jajecznica, naleśniki, wspólne kanapki, kakao do łóżka. Ważne, żeby to było „wasze”.
  • Wciągajcie dzieci w przygotowania. Niech mieszają, posypują, wybierają dodatki. Z takiej zwykłej czynności rodzi się poczucie sprawczości.
  • Nie róbcie z jedzenia konkursu. Ani na „fit”, ani na „luksus”. Jedzenie ma łączyć, nie stresować.
  • Jeśli macie ochotę na śniadanie na mieście, idźcie. Dla przyjemności, nie dla udowadniania czegokolwiek. Bez myśli, że to test rodzicielstwa.
  • Ustalcie, co jest waszą definicją dobrego życia. Bo jeśli ktoś z internetu przestawi wam kompas jednym ostrym zdaniem, to znaczy, że ten kompas był już wcześniej rozchwiany.

Na koniec wrócę do komentarza o tacie robiącym jajecznicę mamie. Jest w nim coś, co dla mnie jest esencją całej sprawy. Domowe tradycje, ciepła atmosfera, poczucie, że niedziela to wspólny czas, są jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie można dać dziecku. Nie kosztują 300 ani 400 złotych. Kosztują uwagę, obecność i trochę serca. I to jest inwestycja, która naprawdę się zwraca.

Źródło: Threads

Zobacz też:
Zabrała dziecko z prywatnej szkoły. „Zaczęło się dokuczanie, bo nie latamy do Włoch co weekend”

Reklama
Reklama
Reklama