Reklama

Część rodziców wychodzi zaraz po apelu, jakby sprawę mieli „odhaczoną”, a inni – wręcz przeciwnie – nie potrafią odpuścić i wchodzą w życie szkolne dzieci z butami. I wtedy przychodzi do głowy pytanie: jak te dzieci mają nauczyć się samodzielności, skoro wszystko robi się za nie?

Reklama

Rodzice bardziej zaangażowani niż dzieci

Po apelu widziałam grupę mam i ojców, którzy od razu zakładali nowe czaty na WhatsAppie i Messengerze. Dyskutowali, co dzieci mają kupić, co spakować, jaką książkę przynieść. Pojawiały się pytania: „A co pani mówiła o zeszycie do muzyki?”, „Czy trzeba kupić cyrkiel od razu, czy dopiero później?”. Najczęściej to dorośli wiedzieli szybciej niż same dzieci, bo przecież lepiej dopytać, ustalić, upewnić się.

Tylko że w ten sposób dzieciom odbiera się okazję, by same zapamiętały, same spytały nauczyciela, same ogarnęły swoje obowiązki. Moja córka patrzyła z lekkim zdziwieniem, gdy ja pytałam ją, co usłyszała i co ma zanotowane. Bo to ona powinna wiedzieć, a nie ja.

Grupy na komunikatorach rosną w siłę – jedna dla całej klasy, druga tylko dla mam, trzecia dla „wtajemniczonych”, którzy chcą wiedzieć jeszcze więcej. I w każdej niekończące się dyskusje o tym, co dzieci powinny zrobić. Niektóre mamy dosłownie prześcigają się w tym, kto szybciej przekaże wiadomość, kto pierwszy zadzwoni do wychowawczyni, kto wyśle zdjęcie listy potrzebnych rzeczy.

Samodzielność nie rodzi się w próżni

Zamiast dać dzieciom możliwość nauki odpowiedzialności, wszystko ustalają za nie. Nie dziwi mnie potem, że nastolatki wciąż proszą mamę, żeby spakowała plecak albo przypomniała o zadaniu. Bo przecież ktoś im nieustannie podsuwa gotowe rozwiązania.

Chciałabym, żeby szkoła była miejscem, w którym dzieci uczą się nie tylko matematyki czy polskiego, ale też samodzielności i organizacji. Tymczasem mam wrażenie, że wielu rodziców nie daje im na to szansy. To paradoks: jedni bagatelizują rozpoczęcie roku i wychodzą jak najszybciej, inni zostają i chcą wiedzieć wszystko, ale w obu przypadkach dziecko nie ma okazji, by samo coś przeżyć i zapamiętać.

Samodzielności nie da się nauczyć z dnia na dzień. To proces, który zaczyna się od drobiazgów – od tego, że dziecko samo sprawdzi, co ma spakować, samo zapyta nauczyciela o termin, samo poniesie konsekwencje zapomnianej linijki. Ale jeśli rodzic wciąż trzyma rękę na pulsie, to młodzież nigdy się tego nie nauczy.

Patrząc na zachowanie dorosłych 1 września, naprawdę trudno się dziwić, że młodzi ludzie tak często nie potrafią wziąć odpowiedzialności za siebie. Skoro od lat ktoś wszystko robi w ich imieniu, to kiedy mają się tego nauczyć?

Reklama

Zobacz także: Nauczycielka zawarła z uczniami kontrakt. Zobaczyłam listę: ja bym tego nie podpisała

Reklama
Reklama
Reklama