Jestem z pokolenia płatków śniegu. Te 4 rzeczy zrobię inaczej niż moi rodzice
Jestem mamą-płatkiem śniegu i przedstawicielką „zetek”. Wiem, jak trudno dorastać w dzisiejszym świecie i choć jestem dumna z naszego pokolenia, dla mojego dziecka wybieram inną drogę.

Jestem „płatkiem śniegu”. Mówią, że jesteśmy neurotyczni, lękliwi, często nieprzystosowani do brutalnej rzeczywistości, a do tego jeszcze roszczeniowi. Co nas wyróżnia? Przekonanie, że każdy z nas jest wyjątkowy jak ta śnieżynka – piękna i krucha. W końcu bardzo poważnie traktujemy swoje emocje. Mamy dobre wykształcenie, fajne stanowiska, a jednak potrafimy się rozkleić pierwszego dnia w nowej pracy, bo coś poszło nie tak, jak sobie wymarzyliśmy.
Nie ukrywam, że jestem jedną z tych słynnych „zetek” i choć znam nasze wady aż za dobrze, to właśnie dlatego chcę wychować mojego synka inaczej.
„Zetki” jak płatki śniegu. To zdanie miało sprowadzić nas na ziemię
„Pokolenie płatków śniegu” (ang. snowflake generation) to ludzie urodzeni mniej więcej między połową lat 90. a początkiem lat 2010. Śnieżynki kojarzą się z czymś delikatnym i unikalnym, ale w tym przypadku to raczej ironiczne określenie. Jak opowiada psychoterapeuta Robert Rutkowski na łamach „Zwierciadła”, określenie wzięto z filmu „Fight Club” (1999), w którym pada zdanie: „Nie jesteś wyjątkowy, nie jesteś pięknym, unikalnym płatkiem śniegu”. To zdanie ma studzić nasz pokoleniowy entuzjazm i przypominać, że świat nie jest usłany różami.
Te 4 rzeczy zrobię inaczej niż moi rodzice
Fajnie, że moi rodzice dbali o moje emocje i pozwolili mi iść własną drogą. Znam swoje słabe punkty i widzę, co jest problemem u moich znajomych, więc chcę coś zmienić. Mam cztery zasady, które planuję wprowadzić w życie, żeby mój synek miał lepszy start niż ja.
1. Zacznę od nauki samodzielności. Mój syn nie będzie bał się dzwonić na infolinię
Nasze pokolenie dorastało w komforcie – większość codziennych spraw możemy załatwić przez aplikacje w telefonie. Później nie radzimy sobie z prostymi rzeczami, które trzeba zrobić twarzą w twarz. Paraliżuje nas wizyta w urzędzie czy konfrontacja w pracy. Krótka rozmowa przez telefon u wielu moich znajomych nadal wywołuje ból brzucha. Sama musiałam się tego nauczyć i nie chcę, żeby mój synek czuł to samo. Nauczę go odwagi i będę przy nim, nawet gdy będzie się wstydził poprosić o słomkę w restauracji. Potem zachęcę go, by sam rozwiązywał problemy w szkole z nauczycielami i kolegami.
2. Będzie miał kolegów w realu. Lajki nie zastąpią bliskości
Mimo że jesteśmy na stałe połączeni ze światem, coraz częściej czujemy się samotni. Social media dają nam szybki zastrzyk dopaminy, bo zbieramy lajki i oglądamy memy, ale to nie zastąpi prawdziwego kontaktu – rozmów twarzą w twarz, spotkań, bliskości. Ta cyfrowa samotność osłabia naszą odporność psychiczną i umiejętności społeczne. Chcę pokazać mojemu synkowi, że prawdziwe relacje są ważniejsze niż liczba znajomych na Facebooku. Będziemy wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi i budować więzi już w przedszkolu.
3. Zwolnienie z WF-u odpada. Tak nauczę go podnosić się po upadkach
Zwolnienie z WF-u u mnie nie przejdzie. Sport to dla mnie coś więcej niż tylko zdrowie – to lekcja charakteru, której sama nigdy nie miałam. Przez unikanie ruchu wiele mnie ominęło, a do tego wciąż nie potrafię szybko podnieść się po porażce. Mój synek nie będzie uciekał od wysiłku. To właśnie ruch nauczy go, jak radzić sobie z przeciwnościami.
4. Nauczę go odpoczywać. Ja cały czas tego nie umiem
A po sportowych zajęciach przychodzi czas na odpoczynek. Żyjemy w świecie, gdzie sukces mierzy się liczbą wykonanych zadań, a nie ich jakością. Nasze pokolenie przesiąkło kultem posiadania, który zaszczepili nam rodzice, dorastający w czasach niedostatku. Taka gonitwa prowadzi do wypalenia i chronicznego zmęczenia. Dlatego przede wszystkim dam mojemu synkowi to, czego nie da się kupić – swój czas i uwagę. Bo nic nie zastąpi prawdziwej obecności rodzica.